16 MAJA 2020
NO, BEZ JAJ!
III KOCIEWSKA WŁÓCZĘGA
DZIEŃ 2/3
Podczas, gdy przeciwległy brzeg jeziora już skąpany w porannym słońcu, my jeszcze w objęciach Morfeusza. Jednak niedługo budzą nas promienie słońca przebijające przez korony drzew.
Hamakowanie ma tę nieocenioną zaletę, że wystarczy podnieść głowę i...
Głowę podnosi Ryszard, ja w tym czasie, przy pomocy statywu i ręcznika, osłaniam płomień pod gotującą się wodą na herbatę. Nadal wieje.
Śniadanie jednogłośnie odkładamy na później. Ryszard myje naczynia po herbacie...
... pakujemy się i ruszamy przez lasy dalej na północny zachód.
Nie widząc na mapie żadnego sklepu w pobliżu, postanawiamy zboczyć do wsi Łuby i tam, w którymś gospodarstwie kupić jajka. Wbiliśmy sobie już te jajka do głowy rano nad jeziorem i przez te kilka godzin zwykły kaprys kulinarny urósł do rangi krucjaty. A sprawa okazuje się nie taka prosta, jak się wydaje. Myślałem: wjechać do wsi, zapukać do pierwszej chaty i wyjechać z jajami. Nic z tych rzeczy! Chodzimy od gospodarstwa do gospodarstwa, na zmianę pytając o jajka i nic. To są jakieś jaja! A właściwie nie ma! Nikt nie ma kilku jajek na sprzedaż! W całej wsi! Nie do wiary. Kury biegają wszędzie. Wydaje się, że większe mamy szanse na rosół, niż jajecznicę. Zrezygnowani planujemy już zadowolić się snickersami, gdy trafiamy na ostatni dom przed końcem wsi. Bez specjalnej nadziei mówię do Ryszarda: Spytaj jeszcze tam. Ryszard bez specjalnej nadziei wchodzi przez furtkę za wysoki płot. I już po chwili zza płotu wschodzi jego promienne oblicze z załącznikiem w postaci dziesiątka jajec prosto z d... domowej kury. Wniebowzięci, zamiast żądanych 8 złotych polskich zostawiamy dychę.
Radości nie ma końca. Oto zakończyła się nasza krucjata. Za kilkanaście minut będziemy w raju. Nie tylko kulinarnym.
Rychu! Teraz widzę, że dość odważnie przechyliłeś.
Rysiek, z jajami na bagażniku i duszą na ramieniu, rusza w kierunku Błędna. Oglądaliście Cenę Strachu? W pamięci mam amerykański ramake z 1977 z Royem Scheiderem. Dodam tylko, że drugie imię Scheidera to Rysiek. Resztę dopowiedzcie sobie sami.
Gdzieś po drodze mijamy drogowskaz: Przewodnik - Błędno. Nie przypadkiem te dwie miejscowości o przeciwznacznych w zasadzie nazwach znajdują się w przeciwnych kierunkach.
Wreszcie dojeżdżamy do rezerwatu Krzywe Koło, miejsca zwanego niegdyś Rajem.
Ryszard próbuje uwiecznić mnie na wąskim przesmyku omywanym z obu stron wodami Wdy. Nie jest to łatwe.
Z przesmyku roztacza się piękny widok na rzekę,...
...a my już po chwili realizujemy marzenie o jajecznicy.
I tyle. Po krótkim spacerze wewnątrz tego krzywego koła Wdy, opuszczamy to piękne miejsce.
Jeszcze rzut oka na rzekę. Akurat płyną kajakarze. Rodzi się plan spływu na początek lipca.
Znów lasami, trochę jadąc...
...trochę prowadząc...
...docieramy do Ocypla, gdzie po zrobieniu zakupów, odwiedzamy znajomego właściciela ośrodka. Wojtek wita nas słowem pochodzącym z łaciny poprzedzonym wydłużoną głoską „Oooo”. Słowo o tysiącu znaczeń w tym wypadku wyraża mieszankę zaskoczenia i radości. Potem raczymy się z Wojtkiem kawą, ciastem i rozmową na tematy bieżące. A następnie udajemy się nad jezioro Piaseczno, od lat nazywane przez nas Małym Jeziorkiem, gdzie planujemy spędzić noc.
Nad jeziorem od razu przystępujemy do rozbijania obozu.
Budowę sypialni przerywa nam wizyta Straży Leśnej. Z terenowej Toyoty wysiada postawny, uzbrojony funkcjonariusz.
Strażnik: Panowie, skąd jedziecie?
Turysta: Z Warlubia.
Strażnik: A co tu robicie?
Turysta: Rozkładamy się na nocleg. A co nie wolno?
Strażnik: Nie, dlaczego. Wolno. Tylko was spiszę, OK?
Turysta: OK!
Dalej jest już tylko miła pogawędka o lesie i pracy leśnika. Wypytujemy Strażnika o nurtujące nas od wczoraj zagadnienia z zakresu gospodarki leśnej. Strażnik spisuje nasze dane, a my w rewanżu za przychylność w kwestii obozowania, zobowiązujemy się do uprzątnięcia terenu.
Oczywiście i tak byśmy to zrobili, jak zawsze zresztą, ale on o tym nie wie. Otrzymujemy od Strażnika spory wór na śmieci, żegnamy się i w poczuciu pełnej legalności i aprobaty władz leśnych kontynuujemy rozbijanie obozu. Później sprzątamy syf po poprzednikach.
Oczywiście dokumentujemy stan „PRZED”.
Potem toaleta i kolacja. Jeszcze nie ma 22, więc zobrazuję tylko kolację.
W związku z tym, że w opisie płynnie przechodzę od sprzątania do jedzenia, uprzedzę ewentualne komentarze: do sprzątania przeważnie używaliśmy zaostrzonych kijów, a po wszystkim umyliśmy ręce. Uwierzcie cały teren usiany był wszystkimi możliwymi rodzajami śmieci.
Po kolacji rozszerzamy działalność porządkową na spory fragment brzegu jeziora, wypełniając w sumie wór do trzech czwartych.
W tym czasie nad jezioro przybywa rodzina z dużą ilością drewna. Rozbawił mnie widok ludzi przybywających z drewnem do lasu. Rozpalają ognisko i rozpoczyna się, na szczęście spokojna i kulturalna, biesiada. My dołączamy pod koniec na szybkie upieczenie kiełby, by po chwili pożegnać się i zadołować w hamakach.
Państwo „Z Drewnem Do Lasu” gaszą ognisko i udają się w kierunku ośrodka. Po chwili na przeciwległym brzegu również zapada cisza.
Około szóstej budzi mnie pukanie kropel deszczu o tarp. Po chwili jednak przestaje i zasypiam. Ten najlepszy sen trwa do ósmej.
Do jutra.
KATEGORIA: REGION
BORY TUCHOLSKIE / DOLINA DOLNEJ WISŁY / GDAŃSK / KASZUBY / KOCIEWIE / KOSMOS / MAZURY / POWIŚLE / SUWALSZCZYZNA / WARMIA / WYSOCZYZNA ELBLĄSKA / ZIEMIA CHEŁMIŃSKA / ZIEMIA LUBAWSKA / ŻUŁAWY
2009 -
PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI