31 GRUDNIA 2015
GDZIE DRZEWA KŁANIAJĄ SIĘ SŁOŃCU
Zima, jaka jest, każdy widzi. Śniegu, jak na lekarstwo. O porze roku świadczy jednak temperatura 5 stopni poniżej zera. Wybieram się na mały cmentarzyk w Bąkowie, który wypatrzyłem na starej mapie podczas pisania relacji z wypadu do Żuławki. Zapisałem go na liście miejsc do odwiedzenia i, czego się nie spodziewałem, udało się ten plan zrealizować jeszcze w tym roku.
Niewątpliwą zaletą zimy jest fakt, że aby przyłapać dzień na zaczynaniu się, nie trzeba wstawać o jakiejś niechrześcijańskiej godzinie. Wstaję o 0700, czyli ciut ponad pół godziny przed słońcem. Po kawce z Agnieszką i założeniu na siebie wszystkich koniecznych warstw, równo ze słońcem zaszczycam świat swą obecnością. Mówcie mi Ra. Albo lepiej nie...
Ruszam z mojego Wonnebergu w stronę Otomina. Minąwszy jednak Szadółki, Rębowo, Obwodnicę i Zakład Utylizacji Odpadów [ten ostatni na bezdechu bo to SAMO ZUO], skręcam w gruntową drogę na południe, licząc, że doprowadzi mnie ona do Kowal. Słoneczko leniwie się podnosi nad horyzont.
Przez Kowale, próbując uniknąć kontaktu z drogą, bądź co bądź, krajową, przejeżdżam ulicą o wdzięcznej nazwie Wieczornych Mgieł. Ulica, choć to może za duże słowo, w połowie długości zamknięta jest płotem i bramą z zakazami i groźbami. Mapa mówi: Jedź! Nawigacja krzyczy: Do przodu! Właściciel [gruntu, jak sądzę] jest jednak innego zdania: No pasarán!
Warto było jednak tędy się przejechać, gdyż zobaczyłem domek naszych z Agnieszką marzeń. Kiedyś, kochanie, na takiej werandzie pić będziemy poranną kawkę.
Zmuszony, wyjeżdżam więc na krajową 221, by po chwili w Bąkowie zjechać w lewo w boczną drogę. Po chwili jestem przy cmentarzu.
Cmentarz, jak już wspomniałem wypatrzyłem na starej mapie z pierwszej połowy ubiegłego wieku. Nie byłbym sobą, gdybym nie znalazł na jego temat jakichś informacji. Nie znalazłem! Dlatego czuję się jakiś nieswój.
Jedna skąpa wzmianka, że to cmentarz ewangelicki i, że zamknięty po II Wojnie Światowej. Tego to się domyślam, bez źródeł. Żadnych nawet fragmentarycznie zachowanych tablic, żadnych nazwisk, żadnych dat. Tylko ledwo zachowane aleje cmentarne, zniszczone ogrodzenie sporej kwatery, i fragment bezimiennego nagrobka. Przypomina mi się Dolina Milczących Kamieni.
Niemymi świadkami powolnego odchodzenia tego miejsca w niepamięć są majestatyczne dęby...
...i okalające cmentarz... no właśnie.. Słabo u mnie z dendrologią. Nie mogę dojść, co to za drzewa. Może ty wiesz?
Fotograf był trzeźwy! To te drzewa kłaniały się słońcu!
Opuściwszy cmentarz wracam na krajową 221 i ruszam w kierunku Kolbud. Kilkaset metrów dalej, na wysokości parkingu przy Bursztynowej Górze, zjeżdżam jednak w boczną drogę.Tu trafiam na czerwony szlak rowerowy. Nie wiem skąd i dokąd prowadzi, ale jest pięknie oznakowany i prowadzi w sprzyjającym mi kierunku, więc póki co ruszamy razem ku jezioru Otomińskiemu.
Zdążyłem jeszcze w 2015 poczuć wolność w naturze!
A to właśnie ta natura. Widać, że zimno?
Szlak doprowadza mnie na zachodni brzeg prowadząc ścieżką wysoko nad taflą jeziora.
Po chwili przecinam drogę prowadzącą z Otomina do Sulmina. Przy drodze jeden z trzech istniejących w okolicy kamieni granicznych. Podobne kamienie można zobaczyć w lapidarium w Żelisławkach [patrz: tutaj].
Po drodze znajduję jesienne barwy. Nie powinny dziwić. Jeszcze parę dni temu było jesiennie.
Przez las, pomiędzy osiedlem w Otominie, a Kiełpinem Górnym dojeżdżam do Obwodnicy i dalej przez Szadółki wracam do mojego Ujeściska, Wonnebergiem, czyli Górą Rozkoszy niegdyś zwanego. Tym samym kończę ostatnią w tym roku aktywność rowerową i życzę Ci...
WSZYSTKIEGO ROWEROWEGO W 2016 ROKU!
Do wkrótce.
WRÓĆ DO POCZĄTKU
LUB
ZAKOŃCZ WYCIECZKĘ
LUB
POCZYTAJ KOMENTARZE
LUB
ZOSTAW KOMENTARZ
↓ ↓ ↓
KATEGORIA: REGION
BORY TUCHOLSKIE / DOLINA DOLNEJ WISŁY / GDAŃSK / KASZUBY / KOCIEWIE / KOSMOS / MAZURY / POWIŚLE / SUWALSZCZYZNA / WARMIA / WYSOCZYZNA ELBLĄSKA / ZIEMIA CHEŁMIŃSKA / ZIEMIA LUBAWSKA / ŻUŁAWY
2009 -
PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI