13 KWIETNIA 2013
TAJEMNICZY NOGAT
Trzecie podejście do „zanogacia” okazało się wreszcie skuteczne. W przeddzień pierwszego terminu [12 lutego] spadł śnieg, realizowałem więc szosowy plan „B” - patrz „Tu spoczywa w Bogu”, drugi termin [16 marca] odwołałem również z przyczyn pogodowych. Za trzecim razem prawie się udało. Dlaczego prawie - o tym potem.
„Zanogacie” to rejon, którego dotąd nie odwiedziłem i może przez to wydaje mi się bardzo tajemniczy, wręcz magiczny. A może faktycznie taki jest. Znam go z kilku starych map pochodzących z różnych okresów. Z map, na których Nogat jest zasilany wodą wiślaną przez wykonany w 1854 roku kanał Wisła-Nogat, z map, na których zaznaczona jest granica Wolnego Miasta Gdańska, w Parparach funkcjonuje przeprawa promowa i punkt celny, a most Jagow stanowi przejście graniczne między Wolnym Miastem Gdańsk, a Niemcami. Do wybrania się wreszcie w ten rejon zainspirowała mnie relacja i zdjęcia Tomka Plucińskiego [Kamienie na Powiślu].
Oczywiście terminu „zanogacie” nie znajdziesz na żadnej mapie. Jest to nazwa zrodzona w moim gdańskocentrycznym umyśle, jako roboczy tytuł tej wycieczki. Sztumianie mogliby się spierać, że to przecież „przednogacie”, z punktu widzenia malborczan zaś być może „nadnogacie”. Mniejsza o nomenklaturę. Warto się wybrać i odkryć dla siebie część magii skrywanej przez tę ziemię.
Otwieram lewe oko, bo po lewej od łóżka wisi zegar. 0350. Zamykam oko...
Dzwoni budzik. 0400. Tym razem otwieram oba i wstaję. Agnieszka już od 0350 w kuchni przygotowuje mi prowiant. To jest poświęcenie. Wstać w wolny dzień przed czwartą i robić kanapki. Dziękuję kochanie.
Rzut oka na niebo. Za wcześnie, by dojrzeć ewentualny błękit, ale widać gwiazdy. Jest nieźle - myślę. O 0430 wychodzę z pełnym sakwojażem dobra wszelakiego i życzeniami „Miłego dnia i uważaj na siebie” od żony. Za pięć piąta dojeżdżam do dworca. Robert już czeka. Zapowiadało się jeszcze dwóch, ale chyba wczoraj przestraszył ich kret... Jarosław Kret.
Pierwszym miłym akcentem tego dnia był widok wyremontowanej hali głównej gdańskiego dworca. Wyburzono szpetną antresolę kaleczącą obszerne wnętrze tego pięknego budynku. To prawdopodobnie jeszcze nie koniec prac modernizacyjnych, ale widok już robi wrażenie.
Drugie miłe zaskoczenie tego dnia dotyczy atmosfery w przedziale bydlęcym... bagażowym chciałem napisać, naprawdę! Cisza, spokój oraz totalne bezpapierosie i bezpiwie. A więc tak się podróżuje w wolną sobotę.
Szczęścia dopełnia, wyłaniający się z czerni nocy, pogodny błękit nieba.
W tak miłej atmosferze dojeżdżamy do Malborka już o 0620. Kilkanaście minut wcześniej, gdzieś między Szymankowem, a Stogami Malborskimi zauważam, że dzień się zaczął.
Wyjeżdżamy z miasta przez most nad Nogatem i skręcamy w lewo w kierunku Grobelna i dalej do Kraśniewa. Plan jest taki, by do Białej Góry pojechać przez znane mi mniej więcej wsie południa Wielkiej Żuławy i poznawanie „zanogacia” rozpocząć stamtąd posuwając się z powrotem w kierunku Malborka. W Kraśniewie oglądamy cmentarz.
Jeżeli, jak sam napisałem, tematem przewodnim poprzedniej wędrówki były cmentarze, to sam nie wiem, co w tym kontekście napisać o tej. W planie jest odwiedzenie ośmiu starych nekropolii i jednego pojedynczego miejsca pochówku. Co ja mam do tych cmentarzy?!
Słońce kryje się za chmurami. Stwierdzam, że to prawdopodobnie koniec słonecznej pogody na dziś. Jak się później okaże, mylę się.
Z Kraśniewa jedziemy do Pogorzałej Wsi - klimatycznej wioski o charakterystycznym układzie przestrzennym ulicówki przywałowej. Tam odwiedzamy cmentarz ewangelicki...
...na którym znajdujemy pierwsze oznaki spóźnionej wiosny.
Ciekawe jest to, że pierwsze oznaki budzącego się życia odnalazłem na cmentarzach...
...no i oczywiście na niebie pod postacią niekończących się przelotów ptasich kluczy. Krzyk gęsi i żurawi towarzyszył nam przez całą drogę.
Oglądamy też kościół, któremu poświęciłem mało uwagi przejeżdżając tędy dwa lata temu podczas wędrówki Trzy Rzeki. Oglądamy oczywiście z zewnątrz.
Kościół pw. św. Mikołaja wzniesiono w XIV wieku w konstrukcji ryglowej. Na początku XVII wieku został przebudowany. W 1829 roku rozebrano ryglowe ściany i wzniesiono je ponownie z cegły. Wykonano to z zachowaniem pierwotnej konstrukcji dachowej.
Przed kościołem zauważam wkopany „po szyję” kamień wersalski przeniesiony prawdopodobnie zza Nogatu [tam była najbliższa granica gdańsko-niemiecka w dwudziestoleciu międzywojennym]. Czytałem gdzieś kiedyś o nim, ale teraz nie pamiętałem. Na szczęście zaparkowaliśmy przy nim rowery i sam rzucił nam się w oczy.
Szkoda, że słupy graniczne Wolnego Miasta Gdańsk były numerowane tylko na mapie. Ciekawa byłaby możliwość identyfikacji miejsca pochodzenia przeniesionego kamienia po wykutym na nim numerze. Niestety, widnieją na nich jedynie litery P [Polen], D [Deutschland] i FD [Freistadt Danzig], na podstawie których można stwierdzić, na której z granic się znajdował. Oczywiście mowa o słupach pośrednich, bo główne słupy graniczne miały bogatszy opis, w tym również numer. Chociaż może i wszystkie miały namalowane numery, ale warunki atmosferyczne zrobiły swoje.
Z Pogorzałej Wsi jedziemy w stronę Miłoradza, do którego jednak nie wjeżdżamy. Po drodze przecinamy „młodą” rzekę Świętą, a przed Miłoradzem skręcamy na południe w kierunku oddalonej nieco od drogi kępy drzew, która kryje cmentarz mennonicki. Po drodze niebo na zachodzie ponownie zaczyna się do nas uśmiechać błękitem.
Robert wczytuje się w inskrypcje na steli poświęconej Marii Dyck z domu Fast z Małych Mątowów.
Cmentarz ten, choć oddalony od Pogorzałej Wsi, należał prawdopodobnie do niej. Tak przynajmniej wynika z Katalogu zabytków osadnictwa holenderskiego w Polsce. Gmina Miłoradz postawiła przy cmentarzu tablicę informacyjną, która podaje sprzeczne informacje. Tytułuje ona ów cmentarz „Cmentarzem mennonickim w Mątowach Małych”, wskazując jednocześnie jego lokalizację w zupełnie innym miejscu, w miejscu, w którym na archiwalnych mapach zaznaczony jest krzyż. I jeszcze ta Maria Dych. Trochę uwagi!
To inne miejsce jest właśnie moim głównym żuławskim celem tej wędrówki. Wprawdzie już kiedyś tędy przejeżdżałem, ale rzekomego cmentarza szukałem o kilkaset metrów za daleko na północ i znalazłem... ruiny folwarku [patrz: Trzy Rzeki]. Tymczasem niebo otwiera się na dłużej i od razu robi się jaśniej, cieplej i weselej.
Ruszamy w kierunku miejsca, w którym stara mapa i Gmina Miłoradz lokalizuje cmentarz. Jednak jazda nie trwa długo. Los zatrzymuje nas pod przydrożnym krzyżem. Nie na modlitwę jednak, lecz w celach serwisowych, że tak to określę.
Czy wymiana dętki poszła sprawnie...
..bo On czuwał?
Tego nie wiem, ale zaledwie 15 minut później ruszamy dalej. Po chwili skręcamy w prawo w drogę płytową, biegnącą ku Wiśle. Tu zauważamy ślady szczęśliwie i słusznie minionej zimy.
Dojeżdżamy do wału wiślanego, który jest zdublowany na odcinku Cyganki [Cygany na niektórych mapach] - Mątowy Wielkie, w związku z czym nie widać stąd rzeki tylko zagospodarowane międzywale, czy właściwie powinienem napisać śródwale. To właśnie w tym miejscu gmina Miłoradz lokalizuje cmentarz mennonicki. Ja wdrapuję się na wał by stamtąd objąć wzrokiem i zdjęciem okolicę wraz z drogą, którą tu przybyliśmy.
Dziś nie ma tu żadnego śladu cmentarza, a na to, że kiedyś być może tu był może jedynie wskazywać krzyż przydrożny.
Kolejny krzyż, kolejny przystanek. Tym razem rumaki schną po prowizorycznym myciu wodą z bidonów, a my posilamy się przed dalszą drogą.
Po kolejnych kilkunastu minutach dojeżdżamy do jednego z moich ulubionych nadwiślańskich miejsc na Żuławach.
Po krótkim postoju wjeżdżamy do Lasu Mątowskiego, czy też jak głosi tablica informacyjna Mątawskiego. Sądzę jednak, że, jeśli zdecydowano, żeby Montau przechrzcić na Mątowy, a nie Mątawy to konsekwentnie las powinniśmy nazywać Mątowskim. Zatrzymujemy się na chwilę przy Dwunastu Apostołach, do których dzisiaj bardziej pasowałaby nazwa Siedmiu Wspaniałych. Te kilkusetletnie topole białe robią naprawdę niesamowite wrażenie tak, jak i cały Las Mątowski dający wyobrażenie o tym, jak kiedyś wyglądała większa część Żuław.
Umierający Apostoł.
Wyjeżdżając z Lasu Mątowskiego zwracam uwagę Roberta na most Jagow nad Nogatem.
Jagow Brüke [zdjęcie z sierpnia 2009 roku]
Postanawiam, że podjedziemy do mostu od strony Uśnic. Po pierwsze z tej strony już byłem, a z tamtej nie, po drugie z tamtej strony jest zachowany przyczółek mostu, a z tej nie.
Jedziemy wzdłuż wykopanego w 1854 roku kanału Wisła-Nogat, by zatrzymać się w miejscu, gdzie został on odcięty od Wisły w 1914 roku. Tu robię zdjęcie Roberta na tle rodzinnej wsi jego dziadka - Walichnowy Małe schowanej za przeciwległym wałem Wisły.
Dalej czeka nas droga przez Piekło. Zamierzam tu zobaczyć cmentarz, który, w niewiedzy graniczącej z ignorancją, ominąłem podczas wędrówki Trzy Rzeki. Podczas tamtej wędrówki czytałem informację o poprzednim kościele, który znajdował się przy starym cmentarzu, ale nie zadałem sobie trudu rozejrzenia się.
Wzniesiony w 1910 roku kościół ewangelicki, o którym pisałem wyżej znajdował się po drugiej stronie drogi. Został on zburzony w 1947 roku przez wojsko przy pomocy czołgów.
Oczywiście zahaczamy też o istniejący kościół p.w. Chrystusa Króla wznoszony w okresie 1925 - 1928 z inicjatywy niemieckiego księdza Pawła Knittra, ukamienowanego w 1945 roku w lesie pod Nowym Dworem Gdańskim. Zajrzawszy do środka przez zamknięte, ale oszklone drzwi oraz zrobiwszy kilka zdjęć...
...oraz uszkadzając stopkę w rowerze, ruszamy dalej.
Na biegnącej wałem drodze do Białej Góry odwracam się, by zobaczyć ciemne Piekło i kościół zjawiskowo oświetlony snopem światła przebijającym się przez chmury.
Od tej pory na każdym przystanku będę wykonywał przy rowerze dziwny taniec, zamiatając nogą przy tylnym widelcu, w miejscu, gdzie znajdowała się stopka, unicestwiona podczas drogi przez Piekło.
W Białej Górze zatrzymujemy się na chwilę w miejscu, gdzie w okresie 1920-1939 spotykały się trzy granice: Niemiec na wschodzie, Polski na zachodzie i Wolnego Miasta Gdańsk na północy. Oglądamy też śluzy Wisła-Nogat oraz Liwa-Nogat, a po tym ruszamy w kierunku Różańca. Początkowo jedziemy wzdłuż Nogatu, by po chwili odbić i dalej kontynuować jazdę skrajem wysoczyzny na granicy lasu. Niewyraźna chwilami droga...
...doprowadza nas najpierw do zniszczonego cmentarza...
...następnie do namierzonego przez Tomka Plucińskiego GPS-em bunkra, aż wreszcie do Żydziej Góry, gdzie robimy sobie krótkie posiedzenie.
Nie myślałem, że to jest takie piękne miejsce. Doskonałe na biwak. Tak w drodze lądem jak i wodą.
Dalej ruszamy drogą wzdłuż Kanału Uśnickiego, którego porośnięty trzcinami początek widać po środku poniższego zdjęcia.
Drogą dojeżdżamy do naruszonego zębem czasu mostku nad Kanałem Uśnickim.
I zgodnie z zapowiedzią dojeżdżamy błotnistą drogą do przyczółka mostu Jagow.
[Fot. Robert Cissewski]
Oglądając most zastanawiam się nad nazwą Jagow. Most powstał na początku XX wieku. Czyżby związek z ówczesnym Sekretarzem Stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Prus - Gottliebem von Jagow? Ktoś wie?
Jagow Brücke - most zbudowany na początku XX wieku na Nogacie. W okresie międzywojennym stał on się mostem granicznym między Wolnym Miastem Gdańsk, a Niemcami. W Uśnicach, po stronie Prus mieszkał chłop posiadający pola i łąki w Piekle pozostającym w obrębie WMG. Wielokrotnie przekraczał on granicę w celu pędzenia krów na pastwisko, czy zbierania siana.
Jagow Brüke w okresie międzywojnia.
Widok na miejsce po przyczółku po stronie Piekła.
Widok spod przyczółka zachowanego po niemieckiej stronie granicy.
Kilka chwil spędzamy przy, na i pod przyczółkiem mostu ciesząc się cały czas utrzymującą piękną pogodą...
Widok w kierunku Uśnic.
...i ruszamy do Uśnic, gdzie pierwszym naszym celem jest cmentarz. Jak się okazuje bardzo zniszczony i zaniedbany.
Z Uśnic robimy wypad szosą w kierunku Sztumskiego Pola w celu zobaczenia miejsca, w którym na starych mapach zaznaczono Grób Francuza. Mamy oczywiście świadomość, że zobaczymy tylko kawałek lasu, ale chcemy sprawdzić, czy mimo upływu lat uda nam się zlokalizować to miejsce. Dzięki ukształtowaniu terenu oraz drogom wyznaczającym oddziały leśne udaje nam się je określić w miarę dokładnie. Grobu naturalnie nie jesteśmy w stanie zlokalizować.
Wracamy w kierunku Uśnic, ale przed wsią skręcamy w prawo do Parpar. W okolicy Parpar w okresie dwudziestolecia międzywojennego istniała przeprawa promowa na Nogacie, który był granicą gdańsko-niemiecką. Działał również punkt celny w budynku istniejącym do dziś.
W Parparach łapie nas pierwszy dokładnie przepowiedziany przez meteo.pl deszcz. Przeczekujemy go w wiacie przystankowej.
W czasie deszczu turyści się nudzą. To ogólnie znana rzecz.
Deszcz zatrzymuje nas na pół godziny, podczas którego to czasu robi się naprawdę chłodno. Rozgrzewamy się szybkim pedałowaniem przez wieś do położonego w rozwidleniu dróg cmentarza, na którym ze współczesnymi grobami sąsiaduje kilka, może kilkanaście starych tumb.
Potem kawałek przez las w błocie po wentyle i wyjeżdżamy od strony Węgier w miejscu gdzie kiedyś znajdowała się cegielnia.
Cegielnia w Węgrach. źródło: Forum Marienburg
Od cegielni prowadził wąski tor, którym wożono cegły do niewielkiego portu na Nogacie. Oczywiście postanawiamy udać się torem, którego nie ma.
Po kilkudziesięciu metrach poddajemy się w głębokim śniegu. Tu chyba słońce nie dociera. Dalej prowadzimy. Po kilkunastu minutach przedzierania się przez rozpuszczający się śnieg, błoto i poobcinane, ale zostawione gałęzie dobrnęliśmy do lasu. Od granicy lasu biegnący dotąd niemal poziomo tor schodził łagodnie kilkadziesiąt metrów, by potem opaść bardzo stromym zboczem w kierunku rzeki.
Udało mi się odnaleźć konstrukcję, będącą prawdopodobnie podstawą silnika wspomagającego opuszczanie/wyciąganie wagoników do/z poziomu Nogatu.
Decydujemy się zejść stromym i śliskim zboczem nad rzekę w miejscu, gdzie prawdopodobnie znajdowałe się mały port.
To, co chcemy tu znaleźć to kamień graniczny o numerze 007. Znalazłszy go wracamy na chwilę do Wolnego Miasta. Z przymrużeniem oka, bo oczywiście granicą był nurt Nogatu.
Robert za granicą.
Słup graniczny F007.
Nie zastanawiając się wiele ruszamy w poszukiwaniu następnego słupka tej historycznej granicy.
Słup graniczny F008.
Po zrobieniu tego zdjęcia odwracam się i dostrzegam nadciągającą od zachodu ciemnosiną burzową chmurę. Ruszamy w pośpiechu i w nadziei, że zdążymy przed deszczem do wiaty w Węgrach. Brnąc ponownie, lecz tym razem pośpiesznie w śniegu i błocie i pokonując porozrzucane gałęzie wmawiam sobie, że powrotna droga zawsze krótsza. Niezwykle szybko docieramy do cegielni...
Nie, niestety tego ogromnego ceglanego budynku już tam nie ma. Mimo goniącej nas ulewy robię zdjęcie do porównania.
Jeszcze raz cegielnia w Węgrach. źródło: Forum Marienburg
To miejsce dziś.
Mimo, iż wyboista droga nie pozwala nam rozwinąć prędkości przekraczającej 15km/h, zdążamy tuż przed drugą dokładnie przewidzianą przez meteo.pl ulewą tego dnia.
Dalszy przebieg wędrówki modyfikujemy. W planie było jeszcze zejście parowem na Wernersdorfer Kampe [patrz stare mapy], odwiedzenie w lesie przed Malborkiem bunkrów, próba przejścia rzeki przy śluzie Szonowo oraz powrót do Malborka lewym brzegiem Nogatu. Zrealizowaliśmy z tej listy tylko powrót do Malborka, z tym, że przez Gościszewo. Dlatego właśnie „za trzecim razem prawie się udało”. Na dworzec wchodzimy o 1820, czyli po 12 godzinach od jego opuszczenia. Mamy szczęście - o 1828 odjeżdża pociąg, który zabiera nas do Gdańska o 2 złote taniej niż nas tu przywiózł. Zaprawdę niezbadane są ścieżki PeKaPe.
Wiem, że jeszcze tu wrócę i to tej wiosny!
Do wkrótce...
WRÓĆ DO POCZĄTKU
LUB
ZAKOŃCZ WYCIECZKĘ
LUB
POCZYTAJ KOMENTARZE
LUB
ZOSTAW KOMENTARZ
↓ ↓ ↓
KATEGORIA: REGION
BORY TUCHOLSKIE / DOLINA DOLNEJ WISŁY / GDAŃSK / KASZUBY / KOCIEWIE / KOSMOS / MAZURY / POWIŚLE / SUWALSZCZYZNA / WARMIA / WYSOCZYZNA ELBLĄSKA / ZIEMIA CHEŁMIŃSKA / ZIEMIA LUBAWSKA / ŻUŁAWY
2009 -
PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI