23 MARCA 2011
TRZY RZEKI
Wędrówka rowerowa po południowych krańcach Żuław, po ziemi zamkniętej dwoma rzekami: Wisłą od zachodu i Nogatem od wschodu oraz przeciętej na wskroś trzecią - Świętą rzeką. Wędrówka w poszukiwaniu źródeł Świętej, napisów na cegłach i kości przodków.
Pobudka o 0330. Szybko do okna z widokiem na wschód. Dobrze jest - widać gwiazdy - jest nadzieja na piękny wschód słońca. Tradycyjnie szybka toaleta, kilka warstw odzieży i ruszam. Na termometrze trzy kreski powyżej zera. Kupiona niedawno czapka pod kask dziś się przyda. Szybko zjeżdżam do Centrum wychodząc z założenia, że lepiej posiedzieć na peronie, niż zobaczyć tył uciekajacego pociągu. W Centrum jak zwykle cieplej - plus 5 stopni. Pociąg punktualnie o 0420. Wsiadam do przedziału bagażowego na końcu składu. Jedzie ze mną jeszcze trzech rowerzystów - wszyscy na ryby i wszyscy jacyś senni, i tyle dokładnie głosu dają, co ryby. Ograniczam się do grzecznościowego „dzień dobry”. Bez odzewu. Jedziemy w milczeniu.
Wysiadam w Stogach Malborskich o godzinie 0510. Pierwsze wrażenie: ciepło... nie jest! Chyba poniżej zera. Kałuże pomarznięte. Silny, zimny wiatr północno zachodni. W Gdańsku przy tej ilości warstw na sobie czułem przyjemny komfort. Tu już wiem, że nie będzie łatwo. Na wschodzie jasna łuna zaczyna podświetlać chmury. Niedługo wschód. Muszę się spieszyć. Takie poranne spektakle świetlne trwają zwykle tylko kilka minut. Po drodze zatrzymuję się na chwilę na mostku nad Świętą i stwierdzam, że kajakiem to się tu chyba nie da płynąć.
Kilka minut później i kilkaset metrów dalej skręcam w prawo, mijam kościół i jestem na cmentarzu. Wschodnie niebo zachwyca. Łapię aparat, biegnę na koniec cmentarza, gdzie stoi osiem pięknych steli przeniesionych z cmentarzy mennonickich w Lasowicach Małych i Wielkich i robię zdjęcie, dla którego wstałem w środku nocy, dla którego grabieją mi palce z zimna i, dla którego dostałem zadyszki od pośpiechu w dotarciu tu z odległej o zaledwie kilometr stacji PKP.
Pierwszy cel tej wędrówki - wschód słońca na największym żuławskim cmentarzu - zrealizowany. Kilkanaście minut, jakie dzielą mnie od wschodu słońca spędzam posilając się kanapkami. Później oglądam piękne stele w promieniach wschodzącego słońca. Dzień się zaczął.
Zanim wyruszę w dalszą drogę cofam się jeszcze w kierunku stacji PKP w celu sprawdzenia w świetle dnia, czy przyszłotygodniowy spływ Świętą mogę rozpocząć w Stogach. Święta ma w tym miejscu wprawdzie zaledwie dwa i pół metra szerokości i metr głębokości, ale płynąć się da. Jedno wiem na pewno - jeśli tu zwodujemy to odwrotu nie ma, bo jest za wąsko by zawrócić. :-) Cieszę się, bo wydłuża to spływ o jakieś 4 kilometry i będę mógł pokazać załodze cmentarz w Stogach.
Stogi. Święta. W PG rogu zamek malborski.
Zmarznięty, ale zadowolony ruszam polną drogą w kierunku Staryni. Po drodze spotykam co kawałek spacerujące pary żurawi pokrzykujących donośnie, stada pasących się oziminą saren i próbujące swych sił w polowaniu na ptasią drobnicę lisy, a to wszystko przy coraz głośniejszym akompaniamencie skowronków. Cóż dodać jest cudownie!
Do Staryni dojeżdżam już nieco rozgrzany. Tam oglądam świetnie zachowane zabudowania folwarku. Murowany z cegły dom mieszkalny z przełomu XIX i XX wieku roku oraz oborę i stodołę z 1921, a także kilka starych drewnianych chałup mennonickich.
W kierunku Szymankowa prowadzi piękna, gładka, rzadko spotykana na Żuławach nawierzchnia. Jadę szybko, żeby jeszcze skuteczniej się rozgrzać, choć ciepło promieni słonecznych już zaczyna być odczuwalne. W Szymankowie, przez które przejeżdżałem o świecie, mam zamiar zobaczyć dworzec kolejowy i pomnik pomordowaych kolejarzy, celników i ich rodzin.
Do wybuchu II Wojny światowej ten wybudowany w latach 30-tych XX wieku dworzec w Szymankowie był polsko-niemieckim kolejowym węzłem granicznym. 1 września 1939 roku tutejsi kolejarze zatrzymali niemiecki pociąg pancerny wysłany w celu zaatakowania stacji kolejowej w polskim Tczewie. Kolejarze z Szymankowa skierowali go na ślepy tor, dzięki czemu żołnierze polscy zdążyli wysadzić w powietrze most kolejowy i pokrzyżować plany ataku niemieckiego. W odwecie Niemcy rozstrzelali 41 osób: 21 kolejarzy i celników (w tym dwie kobiety) oraz 20 członków ich rodzin.
Mijam dworzec wokół którego kłebi się spory tłumek czekających na pociąg pasażerów spieszących się do pracy lub szkoły do Malborka, a może dalej do Elbląga i jadę na wschodni kraniec wsi obejrzeć pomnik ku czci pomordowanych kolejarzy i celników.
Obejrzawszy pomnik, którego bezskutecznie wypatrywałem z pociągu, wracam do „centrum” i skręcam na południe do Gnojewa. Gnojewo to miejsce, do którego wybieram się od kiedy pamiętam i zawsze coś nie pozwala mi tam pojechać. Tym razem jestem już jednak blisko i nic mnie nie powstrzyma. Głównym powodem, dla którego to miejsce jest na mojej liście miejsc do odwiedzenia jest najstarsza na Żuławach gotycka świątynia - kościół pw. św. Szymona i Judy., ale też jedna z bodajże trzech zachowanych w delcie Wisły gotyckich kapliczek.
Wieś Gnojewo została lokowana jako Gnoyow na mocy aktu Wielkiego Mistrza Krzyżackiego Dietricha Altenburga w 1323 roku. Jeszcze w pierwszej połowie XIV wieku rozpoczęto wznoszenie najstarszej obecnie w Polsce świątyni o konstrukcji szachulcowej. Kolejne etapy budowy realizowane były, jak to często bywało w przypadku żuławskich kościołów gotyckich, przez następne wieki.
Kościół służył katolikom do 7 września 1819 roku kiedy to przeszedł na rzecz gminy ewangelickiej. Odtąd katolicy musieli udawać się na msze do oddalonych o 2 kilometry Kończewic. Było tak do czasu wybudowania w 1863 roku w sąsiedztwie przejętej przez protestantów świątyni małego kościółka. Świadectwem administracji protestantów jest znajdująca się obecnie w stanie największej ruiny zakrystia z 1819 roku oraz wieża wzniesiona w latach 1853-1854.
Do najważniejszych elementów przemawiających za wyjatkowością tego zabytku i skłaniających do podjęcia wszelkich prób zachowania go dla potomnych należy polichromowany strop z 1717 roku zdobiony pięknymi malowidłami Christofa Manowskiego oraz najstarsza szachulcowa część budowli - nawa główna. Niestety nie przetrwał do naszych czasów ołtarz ufundowany przez proboszcza Kreffta w 1724 roku.
Gnojewo. Ołtarz [stan z 1909 roku].
Źródło: B.Schmid „Bau-und Kunstdenkmaeler des Kreises Marienburg”.
Działania wojenne nie zniszczyły kościoła. Po drugiej Wojnie Światowej świątynia została przejęta przez Skarb Państwa. Od lat 50-tych XX wieku do końca 1973 roku służyła jako magazyn nawozów sztucznych miejscowym spółdzielniom rolniczym [podobnie jak mennonicki dom modlitwy w Jeziorze na Żuławach Elbląskich], by w 1974 roku zostać przekazaną na rzecz Kościoła Rzymskokatolickiego. Jak widać nie tylko w stosunku do „innowierczych” domów modlitw odnoszono się bez należytego szacunku [tu przepraszam za określenie „innowierczych”, ale takie jest zwykle tłumaczenie dewastacji, wandalizmu i braku szacunku dla obiektów sakralnych, a przez to i dla ludzi, którzy je wznieśli i się w nich modlili do tego samego Boga, do którego my się dziś modlimy!].
Dziś zza chmur jakie zebrały się nad gnojewskim kościołem zaczyna przebłyskiwać słońce. W 2009 roku obiekt przejął w użyczenie na 10 lat gdański oddział Towarzystwa Opieki nad Zabytkami i jego siłami zostały zdobyte pieniądze i wykonane pierwsze prace mające na celu zabezpieczenie budowli przez zalewanie i zawaleniem. Obecnie w kościele niewiele się dzieje, ale posiada on już nowe trwałe zadaszenie i jest zamknięty, a co za tym idzie jego wnętrze nie jest narażone na dewastacje.
Przy kościele znajduje się ewangelicki cmentarz założony prawdopodobnie na miejscu starszej katolickiej nekropolii. Zachowały się proste nagrobki w postaci skrzyń z lastryko, jedna stela neogotycka z 1848 roku i wyjątkowy nagrobek z figurą anioła z 1852 roku.
Kapliczka gotycka w Gnojewie jest jedną z trzech, obok podobnych obiektów z Bystrza i Królewa Malborskiego, ostatnich gotyckich kapliczek na Żuławach. Do lat 30-tych XX wieku była taka kapliczka jeszcze w Steblewie przy rozwidleniu dróg na Giemlice i Osice, lecz została rozebrana.
Kapliczka w Gnojewie została wybudowana przy kościele prawdopodobnie w 1500 roku. Dziś stoi po drugiej stronie drogi Tczew - Malbork. Kiedyś obiło mi się o uszy, że została przestawiona podczas budowy drogi. Nie mogę jednak teraz znaleźć żadnej informacji na ten temat. Znalazłem natomiast opowieść [legendę?] o tym, jak to kapliczka zbudowana przez katolików dla katolików odsunęła się od kościoła po przejęciu świątyni przez protestantów.
Z Gnojewa polną drogą udaję się do Starej Kościelnicy. Wygodna, równa droga wiedzie wśród kanałów i rowów, gdzie krajobraz urozmaicają pojedyncze wierzby, a w oddali już widać cel drogi.
Z drogi ładny widok na Gnojewo z dominującą wieżą kościoła.
W Starej Kościelnicy kilka ładnych drewnianych chałup [w tym dom sołtysa] oraz kolejny gotycki kościół tym razem bez wieży, ale z gniazdem bocianim na szczycie ściany wschodniej i zniszczoną, kamienną chrzcielnicą przed wejściem.
Nie bawię tu długo. Ruszam do Miłoradza, w którym oglądam kolejny kościół gotycki, a przy nim budynek kostnicy. Budowę kościoła p.w. św. Michała Archanioła rozpoczęto w 1321 roku i budowano i przebudowywano zapewne przez kilka wieków jak inne kościoły.
Miłoradzka świątynia jest niepozorna, nie posiada wieży, która, zniszczona w XIX wieku w wyniku pożaru, nigdy nie została odbudowana. Obok kościoła znajduje się ceglana kostnica. Kościół ów jest jednak wyjątkowy z innego względu. Każdy nowo odwiedzany kościół mam w zwyczaju obchodzić dodokoła oglądając uważnie cegły. Szukam wszelkiego rodzaju inskrypcji w postaci dat, inicjałów, lub całych imion i nazwisk oraz przeróżnych znaków. Oczywiście nie mam na myśli współczesnych śladów lecz te wiekowe. [Nawiasem pisząc: ciekawe, że to, czy dana inskrypcja jest traktowana jako ciekawostka i pielęgnowana jak skarb, czy raczej uważana za wandalizm zależy tylko i wyłącznie od daty jej powstania. Widząc napis „Bolek 2001” sam łapię się na komentarzu w myślach „Na czole sobie napisz czubku!”. Jednakże już „H.D. 1900” wywołuje u mnie szybsze bicie serca i chęć odkrycia, kim był autor, czy był tutejszy, czy przybył i skąd.] Wracając do miłoradzkiej świątyni, jeszcze na żadnym dotąd odwiedzonym kościele nie widziałem tyle inskrypcji, co tutaj.
Po zachodniej stronie kościoła stoi dzwonnica z trzema dzwonami. Stara dzwonnica spłonęła w XIX wieku podczas burzy. Pozostał po niej ślad na frontowej ścianie kościoła oraz dzwon wyeksponowany w Muzeum Zamkowym w Malborku.
Dalej zamierzałem jechać w kierunku Mątowów Wielkich, ale zmieniam plan i ruszam dawnym torem kolejki wąskotorowej do Kraśniewa. Co ciekawe tor jest miejscami nawet kilkadziesiąt centymetrów wyżej od podmokłej o tej porze roku drogi dzięki czemu jadąc nim unikam utaplania w błocie.
Po drodze po raz kolejny dziś spotykam Świętą. W tym miejscu znajdował się most kolejki, po którym pozostały jedynie przyczółki. Stwierdzam, że w tym miejscu Święta jest raczej mało żeglowna i utwierdzam się w przekonaniu, że za tydzień wodować będziemy w Stogach.
Zapomniany tor biegnący przez łąki i pola w kierunku Kraśniewa chwilami niknie w wysokiej trawie, albo wręcz w czarnej żuławskiej glebie, chwilami natomiast wisi w powietrzu nad rowami melioracyjnymi.
Dojechawszy do Kraśniewa skręcam w lewo w kierunku widocznej już od pewnego czasu kępy większych drzew. Widząc podczas podróży po Żuławach kępę drzew wyróżniającą się w panoramie wsi lub w krajobrazie spodziewam się tam znaleźć stary cmentarz, lub po nim pozostałość. I w tym wypadku nie pomyliłem się. Jest cmentarz. Wprawdzie bardzo zniszczony, jedna stela, kilkanaście bezimiennych grobów i dwie mogiły ogrodzone pięknym kutym płotem.
Zanim opuszczę Kraśniewo postanawiam rzucić okiem na Nogat. Przejeżdżam na drugą stronę wału i...
...niewiele Nogatu tam dostrzegam.
Robię sobie krótkie posiedzenie i dzwonię do małżonki, która, mimo, iż przyzwyczajona do moich samotnych eskapad, na pewno się niepokoi.
Kiedy będziesz?. Będę, gdy wrócę.
Po chwili ruszam do Pogorzałej wsi. Tu dopiero widać, co to znaczy ulicówka przywałowa. Wieś bardzo mi się podoba. O takich miejscach mówię, że jest to koniec świata, na którym mógłbym zamieszkać.
We wsi oglądam cmentarz z zachowanymi [o dziwo!] żeliwnymi krzyżami i bogato zdobionymi kutymi ogrodzeniami kwater.
I jeszcze jedno. Grobowiec, z którym wiąże się legenda o ukrytym skarbie. Mieszkaniec zbyt dużo nie mówi, jakby w obawie, żeby obcy się nie podniecił i nie posunął za daleko w eksploracji.
Mijam XIV-wieczny kościół p.w. św. Mikołaja gruntownie przebudowany w 1829 roku.
Postanawiam podjechać nad sam Nogat i tam zrobić krótki popas na trawce.
Posilam się kanapkami i obserwuję wolno płynące po niebie obłoki i szumiący na wysokim brzegu rzeki las, gdy nagle coś mignęło. To wielki ptak przeleciał nade mną przysłaniając słońce na ułamek sekundy. Podnoszę wzrok i widzę wspaniałego bielika szybującego majestatycznie i obserwującego okolicę z góry.
Widziałem orła cień.
Nawiasem pisząc, choć tytuł zdjęcia mi pasował, to należy wyjaśnić, że bielik, błędnie określany mianem orła, jest w rzeczywistości orłanem.
Inne ptaki trzymały bezpieczny dystans, ale niechętnie zmieniały wyznaczony kurs.
Każdy zna swoje miejsce w szeregu.
Po dłuższej przerwnie wyjeżdżam za wał i kieruję się na południe w stronę Mątowskiego Boru, z którego swe wody bierze Święta. Wyjeżdżając ze wsi mijam zabudowania dawnej Villi Carsten, a dzisiejszego gospodarstwa rolnego POLHOZ.
Po kilku kilometrach trudnego przedzierania się błotnistą drogą rozjeżdżoną przez koparko-spychacz gąsienicowy droga stopniowo zanika ustępując polu.
Wchodzę na oddalający się tu od rzeki wał i stamtąd lustruję okolicę.
...w kierunku Nogatu...
...i w kierunku Świętej.
Ostatni [właściwie pierwszy] odcinek Świętej niespecjalnie mnie zaskakuje swym wyględem rowu melioracyjnego. W oddali już widać Las Mątowski.
Dalsza droga wzdłuż wału nie daje nadziei rychłego dotarcia do przecież widocznego już celu. Postanawiam opuścić niknącą dalej w chaszczach ścieżkę i przez wypatrzone z wału gospodarstwo położone nad Świętą przedostać się do szosy. Dzięki uprzejmości właściciela, który otworzył mi bramę i poskromił psa obronnego wagi koguciej, wkrótce dojeżdżam do kiepskiej jakości szosy Miłoradz - Biała Góra. Tu, próbując dokonać cudu ominięcia dziur w asfalcie podjeżdżam kilometr na południe zbliżając się do ściany Lasu Mątowskiego. Stamtąd rzeki Świętej możnaby nawet nie zauważyć, czego zresztą doświadczyłem jadąc tędy podczas wędrówki „Z biegiem Wisły”.
Źródło Świętej.
Postanawiam odszukać ślady przepustu z Lasu Mątowskiego do Wisły o którym pisze Tomasz Pluciński w swojej relacji. Od strony rzeki nie ma po nim śladu, no można się trochę domyślać jego istnienia po ukształtowaniu wału i po szczątkach kanału odprowadzającego niegdyś wodę.
Od strony lasu odnajduję resztki konstrukcji przepustu.
Drugi przepust, ten od strony Nogatu znalazłem podczas wędrówki „Z biegiem Wisły”. Widok z wału na Królową Rzek zniewala mnie na pół godziny. Wygrzewam się w słońcu i podziwiam nadwiślańską panoramę.
Później ruszam wspomnianą już cudowną drogą do Miłoradza. Po drodze odnajduję cmentarz mennonickiej gminy Pogorzała Wieś.
Zaniedbany i zniszony rozlokowany jest na wyraźnie widocznym terpie otoczonym od północy podmokłym terenem.
W Miłoradzu uzupełniam płyny w Sieci 34 ochranianej przez żubra i nie zatrzymując się mijam kościół, który oglądałem [niemalże czytałem] kilka godzin temu. Jadę do Mątowów [tudzież Mątów, jak chcieliby niektórzy]. Tak czy inaczej w Mątowach oglądam kościół p.w. św. Piotra i Pawła.
W Mątowach Wielkich urodziła się 25 stycznia 1347 roku św. Dorota - późniejsza partonka Prus i Pomorza jako Dorota Schwartze, by 47 lat później zakończyć swój żywot zamurowana w małej celi przylegającej do prezbiterium kościoła w Kwidzynie, której jedno okno wychodziło do kościoła, drugie na zewnątrz. Ciekawostką jest, że Dorota z Mątowów i jej historia była pierwowzorem zamurowanej w wieży zamku w Malborku Aldony opisanej przez Adama Mickiewicza w powieści poetyckiej „Konrad Wallenrod”
Po krótkim postoju jadę na cmentarz do Bystrza zobaczyć gotyckie ossuarium z przełomu XIV i XV wieku, które nie wiem jakim cudem przeoczyłem podczas wspomnianej już sierpniowej wędrówki.
Wewnątrz znajdują się polichromie przedstawiające Chrystusa adorowanego przez Matkę Boską i św. Jana Apostoła, Sąd Ostateczny, Matkę Boską okrywającą płaszczem ludzi i dusze zmarłych u wrót raju oraz sceny wyobrażające piekło i personifikacje dobrych i złych uczynków.
Warto zwrócić uwagę na dobrze zachowany drzewostan cmentarza. Widać dokładnie główną aleję i obrzeże nekropolii.
Patrzę na zegarek - 1555. Na podstawie tego, co pamiętam z omiecionej tylko wzrokiem tablicy informacyjnej na dworcu w Szymankowie, pociąg do Gdyni odjeżdża stamtąd o 1625. W Lisewie więc powinien być około 5-10 minut później. Myślę - nie zdążę, ale podejmuję próbę i ruszam ile sił w nogach. Kończewice mijam, jak "teżewe" za Starą Wisłą droga skręca na zachód i dostaję silny wiatr w twarz. Do Lisewa dojeżdżam o 1620 i okazuje się, że mam 17 minut do odjazdu pociągu. Wsiadam. Bez biletu, bo w Lisewie nie ma kasy, dojeżdżam aż do Pszczółek. Tam dosiada, nie inaczej, właśnie dosiada się pan konduktor i wypisawszy mi bilet rozpoczyna cykl monologów, które towarzyszyszą mi do samego Gdańska. Rozmawiamy [czytaj: on mówi ja słucham] o PKP, o remontach, o polityce i o synu kolegi prawnika, który coś tam przeskrobał, a będąc równie dobrze co ojciec zapowiadającym się prawnikiem "przesrał" sprawę. Wzbogacony o tę niewątpliwie cenną wiedzę wysiadam w Gdańsku Głównym i zmuszam nogi, które zdążyły już przejść w tryb standby, by wciągnęły mnie te 5 kilometrów pod górę do domu.
Do wkrótce.
WRÓĆ DO POCZĄTKU
LUB
ZAKOŃCZ WYCIECZKĘ
LUB
POCZYTAJ KOMENTARZE
LUB
ZOSTAW KOMENTARZ
↓ ↓ ↓
KATEGORIA: REGION
BORY TUCHOLSKIE / DOLINA DOLNEJ WISŁY / GDAŃSK / KASZUBY / KOCIEWIE / KOSMOS / MAZURY / POWIŚLE / SUWALSZCZYZNA / WARMIA / WYSOCZYZNA ELBLĄSKA / ZIEMIA CHEŁMIŃSKA / ZIEMIA LUBAWSKA / ŻUŁAWY
2009 -
PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI