naKole

MÓJ JEST TEN KAWAŁEK DROGI

  1. WYCIECZKI
  2. LATA
  3. LISTA TRAS
  4. MIEJSCA
  5. CYKLE Z BICYKLEM
  6. FILM
  7. KONTAKT
  8. BIBLIOGRAFIA
  9. DSR

27 SIERPNIA 2019

WIELE MIEJSC

NIE WKURWIAJTA BARY ŁAJTA

Było lato 2011 roku. Od pięciu lat z górką moje turystowanie było bardziej świadome. Nie tylko przemieszczałem się na rowerze, jak wcześniej, ale i starałem się zgłębiać historię miejsc, które na trasie dane mi było mijać. Wtedy właśnie z Piotrem, z którym pracowałem od 1998 roku w jednej firmie, zgadaliśmy się na temat turystyki rowerowej. Dlaczego? Otóż, ja jeździłem do pracy rowerem bez względu na porę roku i pogodę, on również. Ja w kółko gadałem o rowerze i o tym, gdzie byłem, albo gdzie pojadę. I on podobnie.

Pamiętam ten pierwszy wspólny wyjazd, choć nie mogę sobie przypomnieć, od kogo wyszła propozycja. Wiekowo Piotr prawie mógłby być moim ojcem, więc nastawiałem się na to, że będę musiał ostro dopasowywać do niego swoje tempo. Nic z tych rzeczy! Okazało się, że tempo mamy podobne. Fakt, że ja, zmieniwszy styl uprawiania turystyki rowerowej, zdecydowanie zwolniłem, ale bardzo mi to odpowiadało. Dzięki temu, a może dzięki niezłej kondycji Piotra, ani ja nie musiałem zwalniać, ani on nadganiać. Szybko okazało się, że w ogóle mamy zbliżone upodobania. Jak choćby to, że obaj zawsze lubiliśmy wstać o trzeciej i przed czwartą wsiąść do pociągu, by o piątej, czy szóstej być na szlaku. Jak również obaj wprost uwielbialiśmy odkrywać nowe miejsca i nigdy nie baliśmy się wjechać w drogę, która nie rokuje dobrze, jeśli chodzi o przejezdność.

między Osetnikiem, a Dąbrówką


w okolicach Starej Kiszewy


w okolicach wsi Bogatyńskie


w Nowym Dworze Bratiańskim

W ogóle bardzo szybko wyrobiłem sobie pogląd, że Piotr to znakomity towarzysz najtrudniejszych eksploracji, który nigdy nie waha się wjechać, czy wejść za mną w, wydawać by się mogło, nieprzebyte zarośla, wodę, czy błoto. Nie musiałem nawet pytać. Ale zawsze pytałem. A on odpowiadał: „Jak nie? Jak tak!” Chyba wierzył zawsze, że prowadzę do czegoś ciekawego. Na ogół tak było, ale nawet w chwilach, gdy na końcu trudnego szlaku odnajdywaliśmy niewiele mówiący kopiec ziemi, nie usłyszałem od niego słowa skargi, czy krytyki. I, o ile pamiętam, nigdy nie zdarzyło nam się zawrócić.

w okolicach Świecia nad Wisłą


we wsi Trupel

w okolicach Drwęczna


nad Kumielą koło Jagodnika

Ba, w całej historii naszego wpólnego jeżdżenia, niejednokrotnie zdarzało się, że to Piotr torował mi wśród krzaków, czy pokrzyw drogę do jakiegoś ciekawego obiektu, którego uparłem się dotknąć.

w Różewie.

w Kępkach.


nad jeziorem Skrzynka.

nad jeziorem Skrzynka.

Lubiliśmy też czasem po prostu zwolnić. Zatrzymać się w jakimś miejscu nawet na kilka godzin. Bo „nic nas przecież nie goni. Nic nie musimy”.

W nieistniejącej wsi Niedźwiada.


nad jeziorem Łąkorz.


W Płocicznie.


w Marzęcinie.

Szybko okazało się, że kolejnym naszym wspólnym upodobaniem są wycieczki zimowe. O tej porze roku, kiedy wielu turystów nie bierze w ogóle pod uwagę roweru, zrealizowaliśmy wiele, krótszych i dłuższych, ale zawsze ciekawych tras. Jedną z bardziej pamiętnych jest „ROZMIAR MA ZNACZENIE”.

nad jeziorem Tuchomskim.


nad jeziorem Tuchomskim.

A propos, nie wiem, czy to widać na zdjęciach, ale Piotr to kawał chłopa. Rama jego roweru jest specjalnie wzmocniona, by wytrzymać jego masę w trudnym terenie. Jednak mimo swej postury, Piotr to oaza łagodności i spokoju. Trudno go wyprowadzić z równowagi. Przez te lata rzadko widziałem go wkurzonego, a jeśli już, to tak pół żartem. Zwykł wtedy grzmieć swoim niskim głosem: „O Bożeno!”, albo „Nie wkurwiajta Bary Łajta!” - to ostatnie było najbardziej charakterystycznym z jego powiedzonek. A prawda jest taka, że nawet muchy by nie skrzywdził. Chyba że końską, ale to tylko w odwecie, lub obronie własnej.

Od kiedy pamiętam, rower, a właściwie droga ciągnęła Piotra podobnie, jak mnie. Najgorsze były momenty, gdy różne czynniki powodowały, że nie mógł wsiąść na rower i pojechać przed siebie. Tak było podczas przerwy związanej ze złamaniem nogi w 2013 roku. Już po czterech miesiącach od złamania zaproponował wycieczkę w ramach rozruszania, dopiero co zrośniętej nogi. Wybraliśmy się we trzech na pobliskie Żuławy w celu penetracji niemieckich podstaw radarów systemu wczesnego ostrzegania. Po wykonaniu planu, przejechaniu 20 kilometrów i ponadgodzinnym posiedzeniu nad Wisłą zapytałem, czy jedziemy do Pszczółek, bo tam jest najbliższa stacja kolejowa? Pytanie to skierowałem głównie do Piotra, obawiając się o ewentualne przeciążenie jego nogi. To jemu pozostawiłem tego dnia decyzję o kilometrażu oraz o liczbie i czasie przystanków. A co na to Piotr? A Piotr na to: „A kto wymięka? Dlaczego nie do Gdańska?” Tego dnia zrobiliśmy 60 kilometrów. A była to dla niego pierwsza jazda po 4 miesiącach od poważnego złamania nogi.

w okolicach Małego Miłobądza.

Razem przetrwaliśmy niejedną burzę w trasie. Jak ta, którą zinterpretowałem, jako GNIEW ŚWIĘTEGO WOJCIECHA, a która zastała nas w lesie nieopodal dawnego pruskiego grodu Cholin. Siedzieliśmy pod drzewami, jak to w lesie, i moknąc opowiadaliśmy sobie dowcipy, a później zastanawialiśmy się, czy należałoby wyłączyć komórki, bo podobno ściągają pioruny. Nie ściągnęły, a śmiechu było co niemiara.

w okolicach Świętego Gaju.

Osoby zaglądające regularnie na moją stronę znają Piotra z widzenia i wiedzą, że przez te kilka lat zrelacjonowałem kilkanaście z kilkudziesięciu wycieczek, jakie razem odbyliśmy.

Mnie podczas tych wszystkich wycieczek szczególnie interesowały grodziska i zapomniane cmentarze. Piotr natomiast zawsze najbardziej lubił odwiedzać budynki - zabytkowe budynki. Kościoły, ruiny zamków, pałace, domy podcieniowe i wiatraki. To było to, co go najbardziej cieszyło w turystyce krajoznawczej. Jednak interesował się wszystkim, co go otaczało. W każdym miejscu i o każdej porze roku doskonale wiedział, co rośnie na polu, wzdłuż którego jedziemy. Wtedy on był przewodnikiem. Słyszałem wtedy, ni to do mnie, ni to pod nosem rzucone: „O! Ziemniaki!”, „O! Chrzan!”, „O! Buraki”. I wiele, wiele innych, których ja nawet bym się nie domyślił. To on zawsze wypatrywał na szlaku sarny, jelenie, dziki..., a także wydry, ryjówki, zające... i inne zwierzęta żyjące w Polsce.

w okolicach Kwietniewa.

Interesowały go również tematy bardziej techniczne, jak...

...konstrukcja mostów,...


...naprawa nawierzchni,...


...praca krat w elektrowni wodnej,...


...działanie starej motopompy strażackiej...

...oraz...

...układ więźby dachowej.

Towarzystwo Piotra od samego początku bardzo ceniłem między innymi z uwagi na jedną cechę, którą on dysponował, a której mi brakowało i zapewne brakować będzie zawsze. Mam na myśli dar łatwego nawiązywania kontaktów i rozmów z lokalsami. Mimo, że to ja przygotowywałem wszystkie nasze wspólne wycieczki, ja zbierałem materiały, czytałem książki i mapy, to właśnie dzięki niemu i jego otwartości i bezpośredniości dowiedziałem się znacznie więcej, niż gdybym jechał sam. Wszędzie, gdzie spotykaliśmy ludzi, on natychmiast zagadywał. Ja tylko słuchałem.

w Gładyszach.


w Gładyszach.


w Kozłowie.


w Markusach.


w Nowym Stawie

Szczególnym gatunkiem ludzi, których Piotr podczas każdej wycieczki zaczepiał na trasie, byli, jak mawiał, moczykije. Nigdy nie odpuścił żadnemu wędkarzowi. Ja wtedy przysiadałem nieopodal, albo zajmowałem się fotografowaniem. Moja wiedza na temat wędkarstwa ogranicza się bowiem do definicji „gra strategiczno-zręcznościowa z dwoma robakami na końcach jednego kija”. Nie rozumiałem nawet niektórych słów, jakie padały przy takich spotkaniach.

nad Robotnem.


w Kisielicach.

Nie zawsze jeździliśmy we dwóch. Czasem dołączał jakiś znajomy, dwóch, czy trzech. Dwie niezapomniane wycieczki odbyliśmy we czterech z moimi synami.

w Ocyplu.

Od 2017 roku w związku z chorobą częściej zdarzało się, że Piotra zaczynały męczyć pewne wyzwania, takie, jak spore wzniesienia, wspinaczki na wieże, czy piach, którego, nawiasem pisząc, nigdy nie lubił pod kołami. Wtedy Piotr prowadził rower. Ja również prowadziłem, ramię w ramię z nim, albo jechałem kawałek dalej i czekałem na niego. Czasem siadał lub kładł się w cieniu i sam czekał, podczas gdy ja wspinałem się, lub gdzieś podjeżdżałem rozeznać, czy warto się męczyć. Nigdy jednak nie niecierpliwił się i nie pośpieszał mnie.

nad jeziorem Strażym.


w Radzyniu Chełmińskim.


w okolicy wsi Trumiejki.


w Brodnicy.

Od zeszłego roku Piotr już nie mógł jeździć na rowerze. I cały czas bardzo tęsknił za drogą. Rozmawialiśmy często o tym. Pokazywałem mu zdjęcia ze swoich wyjazdów. Chciał chociaż oglądać. Podróżować wirtualnie. Często wspominał naszą ostatnią wspólną wycieczkę po ziemi chełmińskiej. W ostatnich dniach w ogóle dużo wspominaliśmy. Tych najlepszych chwil w trasie.

w okolicach wsi Ankamaty.

Wczoraj Piotr wyruszył w podróż. Pierwszy raz od lat to nie ja prowadzę. Tym razem on sam przeciera szlak. Teraz z pewnością sunie na swym stalowym rumaku po gładkim asfalcie wśród łanów zbóż. Odwiedza ulubione ruiny zamków gotyckich, pałace, wiatraki i domy podcieniowe. Zatrzymuje się nad jeziorami i rzekami, zagaduje moczykijów. Czasem gdzieś przysiądzie nacieszyć się chwilą. Bo nic go przecież nie goni. Nic nie musi...

Dziękuję Przyjacielu za dzielenie ze mną drogi przez te lata.

Do zobaczenia na szlaku.

PONIŻEJ ZAMIESZCZAM LISTĘ RELACJI Z WYCIECZEK, W KTÓRYCH TOWARZYSZYŁ MI PIOTR:

SUPLEMENT DO ŚWIĘTEJ

TERRA NOVA

GONIĄC KORMORANY

GNIEW ŚWIĘTEGO WOJCIECHA

JESIENNA WYSOCZYZNA rowerem i pieszo

TU, GDZIE TERAZ JEST ŚCIERNISKO...

ŁOŻE Z BALDACHIMEM

ALE KANAŁ!

PIERWSZA WIZYTA U DOHNÓW

GDZIE ANIOŁ SPOTYKA KRASNALA

DOLINA MILCZĄCYCH KAMIENI

KRAINA ZAROŚLI

ROZMIAR MA ZNACZENIE

TRZY ZAMKI

PODRÓŻ TA NIECHAJ ZAWSZE TRWA

GDZIE JEST PROSIACZEK?

CISZA PRZED BURZĄ

TEN ZEGAR STARY

A TO WYBRANE WYCIECZKI, KTÓRE MIELIŚMY WE WSPÓLNYCH PLANACH, ALE [Z]REALIZUJĘ JE JUŻ SAM:

ODYSEJA PRUSKA - cykl wycieczek po dawnych pruskich krainach plemiennych.

SIRGUNE - HISTORIA PEWNEJ BITWY

WYSOCZYZNA ELBLĄSKA PO LATACH tym razem stricte rowerowo

PRAWY BRZEG - Doliną Dolnej Wisły z Bydgoszczy do ujścia.

WZDŁUŻ ŁEBY


KATEGORIA: REGION

BORY TUCHOLSKIE  /  DOLINA DOLNEJ WISŁY  /  GDAŃSK  /  KASZUBY  /  KOCIEWIE  /  KOSMOS  /  MAZURY  /  POWIŚLE  /  SUWALSZCZYZNA  /  WARMIA  /  WYSOCZYZNA ELBLĄSKA  /  ZIEMIA CHEŁMIŃSKA  /  ZIEMIA LUBAWSKA  /  ŻUŁAWY

2009 -

PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI