26 STYCZNIA 2017
ROZMIAR MA ZNACZENIE
Zima w odwrocie. Jeden stopień na plusie. Śniegu, jak na lekarstwo, przynajmniej w mieście. Postanowiłem spróbować zimowej eksploracji grodziska. Jak wiadomo grodzisko, grodzisku nie równe. Jedno jest świetnie zarysowane w terenie i jego „odkrycie” dostarcza wiele emocji. Inne można przeoczyć, bo nie zachowało się na tyle dobrze, by być wyraźnie widocznym. Zima dodatkowo ukrywa wszelkie ślady pod pierzyną śniegu. Jego wprawdzie w mieście mało, ale na wsi, a szczególnie w lesie, z uwagi na niższą temperaturę i cień, może zalegać więcej. Mimo wszystko ruszamy na zimową eksplorację grodziska średniowiecznego nad Jeziorem Tuchomskim. Dojazd kombinowany rowerowo - kolejowy.
Jak zwykle zaczęło się od mapy. Najpierw trafiłem na ślad grodziska na Wikimapii. Później skonfrontowałem to z wizualizacją rzeźby terenu w Geoportalu i już wiedziałem, że muszę je „odkryć”.
Po wyjściu z domu najpierw kieruję się do centrum, gdzie umówiłem się z Piotrem. Tam wsiadamy w kolejkę do Rębiechowa. Dzięki temu zaoszczędzamy 20 kilometrów „jałowego” kręcenia po mieście. Oczywiście żadne kręcenie nie jest tak naprawdę złe, ale nie mając całego dnia, woleliśmy nieśpiesznie pokręcić się po okolicach, które nas interesują, niż dwie godziny do nich zmierzać.
Wysiadamy w Rębiechowie, przystanek za Portem Lotniczym. To znaczy wydawało nam się, że to Rębiechowo. Przed nami rozległe pole, za to z drugiej strony torów... jeszcze większe pole. Rębiechowa nie ma. Jesteśmy na zlokalizowanym w środku Niczego przystanku Gdańsk-Rębiechowo.
Chłodno. Wydaje się, że kilka stopni mniej niż w Gdańsku. To prawdopodobne. Wrażeń z przejazdem PKM-ką nie będę tu opisywał, bo przyjdzie na to czas za kilka miesięcy. Wspomnę tylko, że na ostatnim odcinku jazdy, od Matarni do Gdańsk-Rębiechowo, siedzę z nosem przy szybie. Od mojej ostatniej tu wizyty, jakieś ćwierć wieku temu, okolica zmieniła się nie do poznania. Dosiadamy stalowych rumaków i jedziemy bez zatrzymywania się przez Rębiechowo, Banino na Tuchom. Dopiero tam nad jeziorem robimy sobie krótkie przerwy na rozejrzenie się i wyjęcie aparatu. Pogoda nie jest zła, lecz mało fotogeniczna. Nie pada, nie wieje, tyle że jest pochmurno i szaro. Ruszamy przez las ku północnemu skrajowi jeziora.
Główną drogę, wprawdzie pokrytą śniegiem, ale mocno ubitym przez samochody, zamieniamy po chwili na boczną z głębszym śniegiem i błotnistymi koleinami pojazdów terenowych i ciągników. Tu po raz pierwszy mogę w pełni docenić jakość jazdy na niemal dwucalowych oponach z agresywnym bieżnikiem. Podczas, gdy Piotr na swoich półtoracalowych, szosowych slickach od głównej drogi prowadzi swój rower, ja cały czas jadę, zatrzymując się tylko po to, by popatrzeć na świat kadrami. Jednak prawdą jest, że rozmiar ma znaczenie.
Docieramy do płaskiej łąki, która w średniowieczu była prawdopodobnie głęboko wrzynającą się w ląd, zatoką Jeziora Tuchomskiego. Poziom jeziora był wówczas zapewne dużo wyższy, a poziom gruntu w tym miejscu niższy [podniósł się w wyniku kilkusetletniego zarastania].
Chwilę później docieramy do, wychodzącego w dawną zatokę, cypla, na którym od połowy IX wieku funkcjonował gród obronny. Wtedy było to doskonałe miejsce do założenia osady i obrony przez ewentualnymi agresorami. Wśród łysych drzew widzimy wyraźny zarys grodziska.
Okolice grodziska w Geoportalu
Po rozeznaniu w Geoportalu, spodziewałem się widocznego w terenie kształtu grodu, ale to, co zobaczyłem przeszło moje oczekiwania. Szczególnie widoczny jest kilkumetrowej wysokości wał obronny. Wiadomo, rozmiar i tu [szczególnie tu] ma znaczenie.
Po lewej podgrodzie. W środku fosa i wał obronny. Po prawej za wałem, majdan grodziska.
Fosa.
Na szczycie wału.
Widok z majdanu w kierunku wału.
Po krótkim spacerze na terenie grodziska, postanawiamy uświetnić nasze odkrycie nalewką Piotra. Użyłbym określenia „delektujemy się”, ale byłoby to znaczące nadużycie. Pierwszy mały łyczek doprowadza mnie niemal do łez.
- Dżizas, co to kurde jest?!
- Wiśniówka na spirytusie.
- Ale chyba zapomniałeś dodać wiśni! Ile to ma procent?!
- 80.
- Ty chcesz mnie zabić?! Moje nalewki mają nie więcej niż czysta wódka.
- Eee tam, takie nalewki. Mam też herbatkę. Dolewamy?
- Pytanie!
Tak więc odnalezienie grodziska uświetnia herbatka z duchem.
Wiśniówka, nie tylko wybija wewnętrzną florę bakteryjną i działa ogólnie-ustrojowo-rozgrzewająco, ale też tak wyostrza zmysły, że dostrzegam jeszcze coś, co mogło być drugą fosą, broniącą dodatkowo podgrodzie przez atakiem z lądu. Po ponownych oględzinach mapy w Geoportalu stwierdzam jednak, że jest to tylko rów odprowadzający nadmiar wody z jakiegoś oczka.
Ruszamy z powrotem, Piotr prowadząc, ja jadąc powoli za nim, ku głównej drodze.
Potem, już razem, jedziemy na zachód wzdłuż brzegu jeziora, zatrzymując się raz po raz w celu kontemplacji okolicy.
Na tym w zasadzie kończą się plany na dzisiejszą wycieczkę. Ruszamy bez konkretnego celu drogą krajową w kierunku Żukowa. Ja dziwnie nie mogę rozgrzać zmarzniętych stóp. Zatrzymuję się na przystanku autobusowym, żeby ubrać drugą parę skarpet i odkrywam, że mam mokre stopy. Przemoczyłem, je spacerując po mokrym śniegu na grodzisku. Nie ma nic gorszego, od przemoczonych nóg. Zmieniam skarpety na drugie, grubsze, dzięki czemu stopy [mimo przecież mokrych butów] zaraz się rozgrzewają i tak już pozostaje.
Jazda rowerem po drodze krajowej to wątpliwa przyjemność. Zresztą kierowcom też nie uprzyjemniamy podróży. Nie długo wytrzymujemy. Do zjazdu w drogę boczną prowokuje nas dodatkowo drogowskaz, zapraszający do pewnego muzeum. Skręcamy na Pępowo Kartuskie.
W Pępowie zatrzymujemy się na chwilę przy, należącym niegdyś do rodziny Hoene, XIX-wiecznym dworze otoczonym przez XVII-wieczny park.
Zaraz ruszamy dalej. Skręcamy z drogi głównej, by odwiedzić wspomniane wcześniej muzeum.
Właściciel chętnie oprowadza nas po poszczególnych salach z przepięknymi eksponatami na czterech kółkach. Na pierwszy ogień idą modele samochodów w różnej skali. W kilku gablotach zgromadzono co najmniej kilkaset modeli nie tylko „samochodów dla ludu”.
Wystawę owszem z zainteresowaniem oglądamy, jednak chcielibyśmy zobaczyć coś w skali 1:1, bo jak wiadomo... Tak, tak, rozmiar ma znaczenie. Wchodzimy na piętro, gdzie oglądamy samochody osobowe, wśród których naliczniej reprezentowany jest Garbus, czy, jak kto woli, Käfer albo Beetle.
1961 - 1965 - 1973
Są jednak również takie, rzadko spotykane na drogach, perełki, jak:
VW Typ 3 - 1969
VW Typ 3 - 1965 i VW K 70 - 1974 [mój rocznik]
VW Typ 101 Kübelwagen - 1975
Właściciel opowiada o, sprowadzonym ze Stanów Zjednoczonych, najstarszym egzepmlarzu garbusa,...
VW Typ 1 - 1957
...który w odbiciu w kołpaku swojego młodszego brata przypomina bardziej Chryslera Cruisera.
Następnie schodzimy na parter obejrzeć większe pojazdy. Wśród nich jest oczywiście, jak dla mnie, najbardziej kultowy samochód tej marki...
VW Typ 2 Transporter „Bulik” - 1960
...oraz jego towarowy kuzyn.
VW Typ 2 Transporter pickup - 1959
W kolekcji znajduje się również bardzo rzadki [wyprodukowano tylko 500 sztuk] egzemplarz Transportera w wersji terenowej z napędem na 4 koła...
VW Typ 2 Transporter - 1991
...a także kilka mini kamperów. W jednym z nich znalazłem rowerowy akcent.
Wychodzimy na podwórko, by w garażu obejrzeć resztę kolekcji.
Na koniec właściciel zaprasza nas na rozmowę przy cieście...
...po czym żegnamy się i ruszamy w stronę Leźna...
...gdzie składamy krótką wizytę w pałacu, który mimo, że istnieje tu od lat 20-tych XVIII wieku, obecną formę zawdzięcza przebudowie z 1884 roku, kiedy gospodarzem tu był Georg Hoene. Oczywiście, jak większość pałaców i dworów, przeżył on „wyzwolenie” przez czerwonoarmistów i „zarządzanie” przez PGR.
Stąd już prosto do Gdańska. To znaczy, nie tak znów prosto. Najpierw z Leźna do Kokoszek krajową siódemką. Zgroza. Później chodnikami i ścieżkami. Ścieżka między Kokoszkami, a Karczemkami nie odtajała do końca i pokryta jest albo śliską warstwą śniegu i lodu, albo gęsto usiana górami lodowymi.
Titanic na kole.
Piotr zjeżdża Kartuską do domu, a ja odbijam po drodze w kierunku mojego Ujeściska.
Do wkrótce...
WRÓĆ DO POCZĄTKU
LUB
ZAKOŃCZ WYCIECZKĘ
LUB
POCZYTAJ KOMENTARZE
LUB
ZOSTAW KOMENTARZ
↓ ↓ ↓
KATEGORIA: REGION
BORY TUCHOLSKIE / DOLINA DOLNEJ WISŁY / GDAŃSK / KASZUBY / KOCIEWIE / KOSMOS / MAZURY / POWIŚLE / SUWALSZCZYZNA / WARMIA / WYSOCZYZNA ELBLĄSKA / ZIEMIA CHEŁMIŃSKA / ZIEMIA LUBAWSKA / ŻUŁAWY
2009 -
PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI