11 SIERPNIA 2015
PEŁNY ŻYCIA MARTWY KANAŁ
Dziś od rana piękna pogoda. Szaruga wczorajszego poranka jest już historią. Po horyzont błękit upstrzony pojedynczymi obłoczkami. Ruszamy na ostatnią wycieczkę podczas naszego pobytu na Mazurach. Rowery już od wczoraj zapakowane na samochód. Wsiadamy i jedziemy do Srokowa.
Parkujemy na rynku przy XVIII-wiecznym ratuszu. Pierwszy ratusz powstał tu w 1611 roku, ale został spalony, a dzisiaj oglądana budowla wykonana została w latach 1772-75. Wieżyczkę dobudowano w roku 1817. Obok Ratusza zachował się XVIII-wieczny spichlerz, który jedynie we fragmencie załapuje się na pamiątkowe zdjęcie.
Zdejmując rowery z bagażnika dostrzegłem u jego nasady spore pęknięcie. Wyobraziłem sobie, co by się stało, gdyby bagażnik urwał się przy prędkości dajmy na to 100km/h. Masakra! Nie zdążyliśmy się jeszcze zastanowić, co z tym fantem począć, gdy słyszałem nad sobą: Co się stało? To mieszkaniec Srokowa zainteresował się i pokierował nas do warsztatu samochodowego swojego znajomego. Podjechałem, zostawiłem bagażnik i umówiłem się na za kilka godzin. Dodam, że srokowianin pochodzi z Nowego Dworu Gdańskiego, tak więc pomógł nam Żuławiak!
W Srokowie oglądamy jeszcze kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Ja z zewnątrz, Agnieszka w środku [warto].
Opuszczamy Srokowo wspinając się na Diablą Górę. Zatrzymujemy się w upragnionym cieniu na miejscu z ławkami i ogniskiem.
Zostawiwszy rowery, wspinamy się na górę, oglądając po drodze panoramę Srokowa.
Pierwsze, co ukazuje się naszym oczom to obelisk z mocno zatartym napisem. Jest to wystawiony w 1924 roku przez mieszkańców Srokowa pomnik dziękczynny dla żołnierzy 37 Dywizji Piechoty Cesarstwa Niemieckiego.
Am 8.9.1914 vertrieb die 37-te ID*
von diesem Berg die Russen und
befreite unsere Stadt.
Mit denkbarem Angedenken
Die Stadt Drengfurt.
*Infanterie-Division Deutsches Kaiserreich
08 września 1914 roku 37 Dywizja Piechoty
przepędziła z tej góry Rosjan i
wyzwoliła nasze miasto.
Z wdzięczną pamięcią
miasto Drengfurt.
Nieopodal pomnika znajduje się wieża Bismarcka, będąca jedną ze 173 wież wyrażających niemiecką dumę narodową oraz sławiących Premiera Prus, a przede wszystkim kanclerza II Rzeszy zwanego Żelaznym Kanclerzem.
Otto von Bismarck [dokładnie: Otto Eduard Leopold von Bismarck-Schönhausen] wsławił się przede wszystkim doprowadzeniem do zjednoczenia Niemiec i powstania w efekcie Cesarstwa Niemieckiego [II Rzeszy]. Miało to miejsce w 1871 roku, a przez prawie połowę swojego niespełna 20-letniego kanclerstwa Bismarck prowadził tzw. Kulturkampf polegający na walce z kościołem katolickim i intensywnej germanizacji ludności polskiej. Nic więc dziwnego, że spośród 40 wież znajdujących się na terenie dzisiejszej Polski zachowało się zaledwie 17 i to w kiepskim stanie.
Do wieży pierwsza dociera Marysia.
Wróciwszy do miejsca, gdzie zostawiliśmy rowery odnajduję w ognisku fragment zdobienia być może z wieży.
Zjeżdżamy do głównej drogi na Węgorzewo, wzdłuż której biegnie asfaltowa ścieżka rowerowa. Po drodze widok na jezioro Rydzówka, które miało zostać połączone Kanałem Mazurskim z jeziorem Mamry. Tam zmierzamy.
Dojeżdżamy do Leśniewa i zaraz po zjeździe z asfaltu zatrzymujemy się przy ławkach, by posilić się nieco.
Zostawiwszy rowery, idziemy obejrzeć śluzę Leśniewo Dolne. Budowla robi wrażenie tym bardziej, jeśli wyobrazić sobie, że jest ukończona prawdopodobnie w połowie.
Ja z Janem obchodzimy śluzę z drugiej strony, a Agnieszka z Marcinem i Marysią zostają na linii kanału.
Gdy wracamy słyszę: Ae tata? [gdzie jest tata - tłum. autora]. I już widzę, że Marysia wychodzi mi naprzeciw.
Wsiadamy na rowery i wałem jedziemy wzdłuż Kanału Mazurskiego do następnej śluzy - Leśniewo Górne. Dopiero tu widać ogrom budowli. Obchodzę teren z chłopakami.
Wracamy do Agnieszki i Marysi...
...które czekają przy kasie parku linowego.
Dalej według planu czeka nas przejazd wzdłuż kanału do Mamerek. Ruszamy odważnie, na początku trochę się wspinając.
Ja oczywiście zbaczam z właściwej ścieżki, żeby zobaczyć i sfotografować Kanał Mazurski. Tu bardzo wyraźnie widać, że to wszystko jest w rzeczywistości porzuconym placem budowy. Kanał kończy się ślepo kilkadziesiąt metrów przed śluzą. Śluza zbudowana w ogromnym wykopie nigdy nie została osłonięta ziemią i połączona z kanałem. Można napisać więc, że jest to martwy kanał. I z punktu widzenia żeglugi faktycznie tak jest, choć życia w nim pełno, co słychać wędrując wzdłuż niego. Ćwierkanie, pluskanie, kumkanie i rechotanie jest tu na porządku dziennym... no i nocnym zapewne.
Kanał Mazurski i śluzy na nim to było drugie po Stańczykach miejsce, które chciałem zobaczyć od wielu lat, ale jakoś się nie składało.
Ścieżka wzdłuż kanału nadaje się na rowery... typu full suspension. Ogólnie korzeń na korzeniu, dziura na dziurze i wąsko. Niestety z fotelikiem dziecięcym, szczególnie w pozycji pochylonej [Marysia zasnęła], jest naprawdę bardzo trudno. Przebyliśmy, głównie prowadząc, może z pół kilometra.
Oceniwszy, że pokonaliśmy zaledwie dziesiątą część tego odcinka kanału, postanawiamy wrócić do szosy i nią, a w zasadzie ścieżką rowerową, dojechać do Mamerek. Tymczasem kończą nam się płyny [wszystkim poza Marysią]. Każda kolejna wieś [osada] budzi w nas nadzieję na sklep, po czym każda kolejna wieś [osada] gasi tę nadzieję. Ostatecznie zachodzimy do gospodarstwa tuż przed dojechaniem do jeziora Mamry i pobieramy od gospodarza wodę w bidony.
Po chwili przejeżdżamy pod wiaduktem nieczynnej linii kolejowej z Węgorzewa przez Mamerki do Kętrzyna i zatrzymujemy się na mały popasik nad jeziorem. Jesteśmy na jednym z MOR-ów szlaku Green Velo.
Po drodze trafiamy na mały sklepik, gdzie lekko nadpite zapasy wody kranowej zamieniamy na wodę mineralną. Kawałek dalej przecinamy ponownie Kanał Mazurski i dojeżdżamy do ostatniego celu naszej dzisiejszej wędrówki - Kwatery Głównej Niemieckich Wojsk Lądowych w Mamerkach. O historii tego miejsca można znaleźć wiele w sieci. Nie będę się rozpisywał. Kilka obrazków:
W bunkrze.
W poternie między bunkrami.
Moje potomstwo. Każdy ma inną minę.
Moje potomstwo. Potrafią walić z grubej rury.
Oglądamy ekspozycję bardziej i mniej znanych wynalazków hitlerowskiej machiny wojennej. Oni naprawdę robili z tym próby. O ile o V2 każdy słyszał i nie dziwi nikogo, że ojcem również amerykańskiego programu rakietowego jest Wernher von Braun, o tyle latające skrzydło, czy spodek nie koniecznie są kojarzone z czasem hitlerowskich Niemiec.
Miniatura V2. Oryginał miał 14 metrów wysokości.
Miniatura latającego skrzydła. Oryginał miał rozpiętość prawie 17 metrów.
Miniatura latającego dysku.
Zwiedzamy niemiecką łódź podwodną.
U-Boot.
U-Boot.
U-Boot.
U-Boot.
Na koniec wspinamy się na 40-metrową wieżę ze wspaniałym widokiem na jezioro Mamry.
Zdajemy sobie sprawę, która jest godzina i, żeby nie zamknęli nam warsztatu, szybko ruszamy do Srokowa przez Pniewo, Kamionek Wielki, Tarławki, Surwile oraz Silec. Zdążamy, odbieram pospawany bagażnik i w spokoju wracamy do Kruklanek.
Tą niezwykle ciekawą wycieczką kończymy nasz pobyt na Mazurach. Podobnie, jak w przypadku Suwalszczyzny, nie jest to raczej nasza ostatnia tu wizyta.
Do wkrótce...
WRÓĆ DO POCZĄTKU
LUB
ZAKOŃCZ WYCIECZKĘ
LUB
POCZYTAJ KOMENTARZE
LUB
ZOSTAW KOMENTARZ
↓ ↓ ↓
KATEGORIA: REGION
BORY TUCHOLSKIE / DOLINA DOLNEJ WISŁY / GDAŃSK / KASZUBY / KOCIEWIE / KOSMOS / MAZURY / POWIŚLE / SUWALSZCZYZNA / WARMIA / WYSOCZYZNA ELBLĄSKA / ZIEMIA CHEŁMIŃSKA / ZIEMIA LUBAWSKA / ŻUŁAWY
2009 -
PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI