naKole

MÓJ JEST TEN KAWAŁEK DROGI

  1. WYCIECZKI
  2. LATA
  3. LISTA TRAS
  4. MIEJSCA
  5. CYKLE Z BICYKLEM
  6. FILM
  7. KONTAKT
  8. BIBLIOGRAFIA
  9. DSR

06 STYCZNIA 2014

POWIŚLE

ALE KANAŁ!

Nie wytrzymałem. Następna wędrówka miała mieć miejsce za jakieś trzy miesiące. Tymczasem zimy nie ma, za oknem wiosna na przemian z jesienią, a rower aż rwie się do drogi. Dodatkowo jest ochotnik styczniasięniebojący. Ruszamy! Postanowiłem zrealizować wrześniowy plan rekonesansu remontowanych pochylni na Kanale Elbląskim. Zamierzałem oczywiście przy okazji zobaczyć kilka ciekawych obiektów z mojej długiej Listy Obiektów Godnych Odwiedzenia.

Spodziewam się, że widząc nazwę Pogezania możesz czuć się lekko zdezorientowany. Początkowo określiłem ten rejon jako Powiśle, co odrobinę mnie dezorientowało. Przy okazji następnej wędrówki poczytałem o historii nazewnictwa ziem zawierających się między rzekami Dzierzgoń i Pasłęka i postanowiłem na własny użytek stosować dla tego rejonu uzasadnioną historycznie nazwę „Pogezania”.

 INFORMACJE 
  • Uczestnicy: Piotr i Paweł;
  • Dystans: 60 km;
  • Trasa: Małdyty - Gumniska Wielkie - Gizajny - Budwity - Budyty - Kadzie - Połowite - Kreki - Bartno - Lepno - Kąty - Śliwica - Budki - Jelonki - Nowy Dwór - Dłużyna - Węzina - Krzyż - Komorowo Żuławskie - Janów - Elbląg;
  • Mapa:

Tym razem mamy dojazd kombinowany z trzech pociągów Regio. Najpierw jedziemy do Malborka pociągiem Regio Motława relacji Gdynia - Iława. Tu rodzi się pomysł wycieczki nad dobrze znany mi od strony wody Jeziorak. Do Malborka jedziemy w towarzystwie psa wielorasowego o imieniu Parys i jego pana. Czas upływa szybko na rozmowie z właścicielem Parysa.

W Malborku przesiadamy się na kolejny pociąg do Elbląga. Tu również spędzamy czas z psem - młodym, całą drogę śpiącym labradorem i jego równie małomównym panem. Dwudziestominutowy przejazd do Elbląga mija nam w ciszy. Przed samym Elblągiem zauważam na południowym wschodzie pierwsze oznaki budzącego się dnia. Wygląd różowiejącego nieba daje nadzieję na pogodny dzień.

Ostatni etap dojazdu do punktu startowego naszej dzisiejszej wędrówki pokonujemy kolejnym pociągiem relacji Elbląg - Olsztyn, z którego obserwujemy wschód Słońca. Zgodnie z rozkładem o 0820 jesteśmy w Małdytach. Słońce przygrzewa, rozpuszczając zmrożoną nocnym przymrozkiem trawę. Przystajemy na chwilę nad jeziorem Sambród opromienionym przez niskie jeszcze Słońce.

Wędrówkę zamierzam rozpocząć nasypem zlikwidowanej linii kolejowej łączącej Małdyty z węzłem Myślice i dalej między innymi z Malborkiem przez Waplewo Wielkie oraz z Elblągiem przez Markusy [wspominam o tej linii kolejowej w relacji Tu, gdzie teraz jest ściernisko...]. Ruszamy więc najpierw wzdłuż nasypu kolejowego brzegiem jeziora Sambród na północ. Po kilkuset metrach droga zmienia się w ścieżkę, która po chwili niknie w nadbrzeżnych krzakach.

Wędkarz pewnie szedłby nią dalej. My jednak z rumakami nie mamy co się tam pchać. Wchodzimy na nasyp kolei i dalej już nie jadąc, tylko prowadząc rowery docieramy do mostu przeprowadzającego nieistniejące dziś tory nad jeziorem. Ja wchodzę na most, Piotr natomiast się waha.

Dalej już jedziemy nasypem kolejowym w kierunku wsi Gumniska Małe. Napotykamy jednak na przeszkodę. Budowniczowie nowej Drogi Krajowej nr7 nie przewidzieli wiaduktu nad starą trasą kolejową. Trudno się w sumie dziwić. Reaktywacji tej kolei raczej nie można się spodziewać.

Obu stron drogi strzeże wysoki płot. W związku z tym musimy opuścić linię kolejową i najpierw podjąć decyzję, gdzie bliżej do przeprawy, a po tym pojechać wzdłuż DK7 na północ aż do Kanału Elbląskiego. Tam przejeżdżamy pod mostem i wracamy drugą stroną do wsi Gumniska Wielkie. W ten sposób dodajemy do dzisiejszego dystansu 3 kilometry. Zaczyna się bardzo szybko chmurzyć. Jedziemy przez Gumniska Wielkie i Gizajny wśród pięknych, choć chmurnych krajobrazów. Nie na długo starczyło ładnej pogody.

Docieramy ponownie do linii kolejowej Małdyty - Myślice. Jesteśmy na terenie należącym do wsi Budwity, choć tuż za torami [których nie ma] znajdują się Gumniska Małe. Już z drogi zauważamy pierwszy obiekt z LOGO [patrz początek relacji]. Jest to pawilon wizytowy Wilhelma II zwany też dworcem z Prakwic, dworcem Ebenhöh, tudzież Dworcem PKP Budwity.

 SZCZYPTA HISTORII 

Wilhelm II Hohenzollern, a dokładniej Wilhelm, z łaski Bożej Cesarz niemiecki, król Prus, margrabia Brandenburgii, burgrabia Norynbergii, hrabia Hohenzollern, suweren i wielki książę Śląska oraz hrabstwa kłodzkiego, wielki książę Nadrenii i Poznania, książę Saksonii, Westfalii i Angarii, Pomorza, Lüneburga, Szlezwiku, Holsztynu, Magdeburga, Bremy, Geldrii, Kleve, Julich i Bergu, jak również Wendów i Kaszub, Krosna, Lauenburga, Meklenburga etc. landgraf Hesji i Turyngii, margrabia Górnych i Dolnych Łużyc, książę Oranii, książę Rugii, Fryzji Wschodniej, Padeborn i Pyrmontu, Halberstadt, Münster, Minden, Osnabrück, Hildesheim, Verden, Kamienia, Fuldy, Nassau, Mörs etc. uksiążęcony hrabia Hennebergu, hrabia Marchii, Ravensburga, Hohenstein, Tecklenburg i Lingen, Mansfeld, Sigmaringen i Veringen, pan Frankfurtu, etc. etc...

[Ufff. Ostatni gasi światło!]

...zwany dalej Wilhelmem II lub po prostu cesarzem, miał jedną ogromną pasję. Lubił polować. Nie! To mało powiedziane. Zabijał ogromne ilości zwierzyny, a w miejscach upolowania co dorodniejszych jeleni stawiano pomniki [tzw. Kamienie Wilhelma]. Nie miały one jednak upamiętniać poległych zwierząt, lecz sławić bystre oko i sprawną rękę [oczywiście tylko prawą ;-)] Kajzera Wilusia. Był też książe, a następnie cesarz i król [jak ryto na późniejszych kamieniach „Keiser u. König”] zaprzyjaźniony z rodem Dohnów, do których należały liczne w okolicy majątki. To sprawiło, że zaspokajał swoje chore żądze, dziesiątkując przez wiele lat populację jeleni, bażantów i innych zwierząt, w które zasobne były tutejsze lasy. O intensywności jego polowań może świadczyć fakt, że w Świerklańcu na Śląsku świętował upolowanie 4500-nej zwierzyny.

W Prakwicach [Prökelwitz] należących ówcześnie do Ryszarda Wilhelma von Dohna, który pełnił funkcję Łowczego Dworu Cesarskiego znajdowała się letnia rezydencja Dohnów. W latach 1884 - 1906 Wilhelm II często przebywał tu na polowaniach. Od roku 1893, kiedy to ukończono budowę linii kolejowej Malbork - Myślice - Małdyty, przyjeżdżał do Prakwic koleją. Prawdopodobnie między 1893, a 1898 rokiem, by go odpowiednio witać, wzniesiono niewielki budynek dworcowy zwany cesarskim pawilonem powitalnym [Kaiser Empfangspavillon]. Był to niewielki budyneczek dworcowy przypominający wyglądem architekturę parkową. Zamiłowanie cesarza do stylu staronorweskiego w architekturze zaowocowało mnogością detali charakterystycznych dla norweskiej sztuki ludowej [smocze głowy, trójzęby, śparogi - ozdobne zwieńczenie krokwi szczytowych lub desek przybitych do szczytu dachu dwuspadowego w kształcie baranich rogów, głów zwierzęcych, toporków wystających poza kalenicę.]

Budwity. Cesarski Pawilon Powitalny jeszcze w Prakwicach
Źródło: Marienburg.pl

Po I Wojnie Światowej [w 1918 lub 1820 roku] budynek został rozebrany i przeniesiony do Budwit [ówcześnie Ebenhöh od nazwiska właściciela okolicznego majątku - Ferdynanda Wilhelma von Eben], gdzie po małej przebudowie służył do 1945 roku jako dworzec na tej samej trasie kolejowej.

Obecnie ten piękny budynek jest jednym z wielu zaniedbanych, niszczejących, niemal walących się, ale chronionych prawem zabytków.


Akurat w tej chwili trafia się nam pierwsza z niewielu dziś dziur w chmurach. Skwapliwie łapię w obiektyw promienie słońca obite od tego pięknego obiektu. Nie wiem, czy dane nam będzie jeszcze oglądać słońce.

Na cebulastej kopule wieżyczki znajdował się kilkumetrowy maszt, na którym wieszano flagę cesarską podczas wizyt Wilhelma II w Prakwicach.

Szukamy charakterystycznych detali.

Na mapie z lat 30-tych ubiegłego wieku odnalazłem w kępie drzew na zachód od tego miejsca symbol prostokąta z krzyżem wewnątrz. To wskazuje, że znajduje, względnie znajdował się tam cmentarz. Lojalnie uprzedzam Piotra, że dojazd może być trudny, ale Piotr nie z tych, co się błota boją, więc ruszamy wymarłym torem ku przeszłości. Po chwili jesteśmy na miejscu. Od razu widać, że nie jest to zwykła kępa drzew.

Na penetrację terenu cmentarza wybieram się sam. Odnajduję tam jedynie kilka starych, ogromnych buków, których majestatu nie potrafię oddać na zdjęciu. Żadnych śladów nagrobków.

Dopiero opuszczając ten teren znajduję być może element jakiegoś nagrobka [tak po prawdzie ktoś to znalazł i pozostawił na pniu ściętego drzewa, dla następnych ciekawskich].

Po spożyciu na stojąco małego conieco ruszamy dalej linią kolejową. Pierwszy dojeżdżam do wiaduktu i zeń wypatruję towarzysza.

Piotr dogania mnie po chwili.

Do wsi jedziemy przez mały las, najpierw brukiem, następnie błotem [też na „be” tylko konsystencja inna]. Po prawej mijamy pałac w stylu włoskim wzniesiony w latach 1855-1857 przez ówczesnych właścicieli folwarku Budwity. Budowę rozpoczął Gustav Frantzius - właściciel folwarku w latach 1827-1855, dzieła dokończył natomiast Ferdynand Wilhelm von Eben, który kupił ów majątek z rozpoczętą budową od Frantziusa.

Budwity. Pałac. Źródło: CiekaweMazury.pl

Dalej plan przewidywał zjazd w Budytach z głównej na drogę gruntową w kierunku Sasin. Przed Sasinami chciałem obejrzeć miejsce po osadzie Glocken [Niedźwiady]. Jednak stan drogi na Sasiny widoczny już z daleka sprawił, że poczuliśmy się mocno przywiązani do asfaltu.

Okrężną, choć bez wątpienia szybszą drogą przez Kadzie, Połowite, Kreki i Bartno dojeżdżamy do Lepna. Lepno to oczywiście XIX-wieczny wiatrak typu holenderskiego. Nieruchoma ceglana wieża z drewnianą, obrotową czapą. W tym wypadku czapa w stanie szczątkowym. Podobne wiatraki, ale bez czap, odwiedzaliśmy z Piotrem w Ankamatach i w Budziszu.

W sieci, więcej niż o samym wiatraku, można poczytać o właścicielu i jego psach. Zestawiwszy te trudne do zweryfikowania pogłoski z treścią „witających” przybysza tabliczek ograniczamy się do obejrzenia wiatraka z szosy.

Na wzniesieniu, prawie naprzeciwko drogi do wiatraka zauważamy pomnik wystawiony poległym w Wielkiej Wojnie mieszkańcom Lepna.

Podczas, gdy ja oglądam rozsiane po wzgórzu nagrobki...

...Piotr odczytuje nazwiska poległych.

Po chwili zjeżdżamy nad Kanał Elbląski, który przecinamy mostem Moniera.

 MONIER 

Joseph Monier (1823-1906) - wynalazca doniczki...
...a tak poważnie francuski ogrodnik i wynalazca. Uważany za wynalazcę żelbetu. Wszystko zaczęło się jednak faktycznie od doniczki.

W początkach XIX wieku donice wytwarzano zwykle z kamienia lub drewna. Kamienne były trudne do wykonania, a przez to z pewnością drogie, drewniane natomiast nietrwałe. Tymczasem był dostępny materiał tani i mało podatny na działanie warunków atmosferycznych - beton. Wytwarzanie donic z betonu nie przynosiło jednak pożądanego skutku, ponieważ rozrastające się korzenie roślin rozsadzały betonową konstrukcję donic. Monier, jako 33-latek, opatentował betonową donicę do kwiatów wzmacnianą siatką stalową. Dzięki takiemu rozwiązaniu beton uzyskał wytrzymałość na rozciąganie, a sam Monier stał się wynalazcą nowego, materiału budowlanego - żelbetu.

Kolejne patenty Moniera również dotyczyły żelbetu. Były to: kadzie i zbiorniki z żelaznej siatki pokrytej cementem [1867], płyta betonowa [1869], żelbetowe podkłady kolejowe [1877], żelbetowe stropy, budynki, kładki, sklepienia i mosty [1880 - 1883], rury żelbetowe do gazu i wody [1885] oraz nowy system budowy domów żelbetowych [1886].

Pierwszy most żelbetowy o rozpiętości 16 metrów, a szerokoœci 4 m zbudowany został w roku 1875.

Na podstawie: biographyservice.w.interia.pl


Za mostem skręcamy w lewo i jedziemy wzdłuż kanału ku remontowanej pochylni Buczyniec [pierwszej na naszej trasie, ale ostatniej z punktu widzenia Gdańszczanina pływającego na Jeziorak ;-)]. Chcesz poczytać o pochylniach? Kliknij TUTAJ.

Buczyniec. Pochylnia w remoncie.

Kąty. Pochylnia. Widok od strony Buczyńca.

Nie do wiary. Kilkanaście razy pływałem tędy na Jeziorak. Kanał był pełny wody. Gdy raz zdarzyło się nie zdążyć przejść wszystkich pochylni i trzeba było nocować na kanale, zasypiało się przy rechotaniu żab, a później żaby budziły nas wskakując na łódkę. Teraz wydaje się, że po dnie kanału można by jeździć... omijając koralowe ostrowy burzanu.

Chyba jeszcze dużo wody upłynie zanim pochylnie przeprawią jakiekolwiek jednostki.

Z Kątów brukowaną drogą wpisaną do rejestru zabytków jedziemy do Śliwicy, gdzie znajdował się dwór rodziny von Perbandtów.

Ze spalonego w 1945 roku przez żołnierzy sowieckich dworu zachował się jedynie pochodzący z II połowy XVIII wieku spichlerz z drewnianą sygnaturką. Od lat jakieś nieznane bliżej siły trzymają sygnaturkę na dachu w pozycji daleko odbiegającej od pionu. Masywne, łukowo sklepione piwnice spichlerza miały niegdyś podziemne połączenie z dworkiem. Drugą pozostałością dworu jest założenie parkowe znajdujące się przy krzyżówce na Budki i Jelonki.

Tu następuje kolejna znacząca zmiana pierwotnego planu. Ze Śliwicy nie kierujemy sie na Krasin w celu zobaczenia pozostałych pochylni, tylko ruszamy bezpośrednio na Jelonki. W ten sposób omijamy również mały cmentarzyk przy drodze ze Śliwicy do Krasina. Następny i jednocześnie ostatni znaczący przystanek na trasie dzisiejszej wędrówki to Jelonki. Miejsce, do którego wybieram się od dawna, a to z powodu wymienionego na końcu. Pierwsze, co tu sprawdzam to ślady cmentarza. Odnajduję zachowaną aleję cmentarną i fragmenty zniszczonej bramy.

Przez wieś przejeżdżamy boczną drogą i mijając kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa...

...dojeżdżamy do jednego z bodajże trzech zachowanych tu domów podcieniowych.

 CIEKAWOSTKA 

Wśród zachowanych „jelonkowych” domów podcieniowych jest jeden, którego w Jelonkach nie zobaczysz. Od kilku lat bowiem cieszy się on nowym życiem w Cyganku na północ od Nowego Dworu Gdańskiego.

Jelonki. Dom podcieniowy z przełomu XVIII i XIX wieku w czasach świetności.
Źródło: Prywatne zbiory Marka Opitza.

Jelonki. Dom podcieniowy około 1941 roku.
Źródło: Prywatne zbiory Marka Opitza.

Jelonki. Dom podcieniowy tuż przed rozbiórką.
Źródło: Prywatne zbiory Marka Opitza.

O historii tego domu oraz jego przeniesieniu z Jelonków [Jelonek?] do Cyganka poczytaj na stronie Marka Opitza.

Cyganek. Dom podcieniowy „jelonkowy” w 2012 roku.



Wycieczki realizowane w okresie zimowym mają dwie podstawowe wady. Po pierwsze jest zimno, co zniechęca do nawet krótkich przystanków, a w każdym razie je unieprzyjemnia. Po drugie dzień jest krótki i niewiele da się zobaczyć. W związku z tym trzeba planować mniej, lub stosować cięcia w trakcie, jak w przypadku tej wędrówki. Dlatego...



ABY DO WIOSNY!!!

Do wkrótce...

 Przypominam 

...że możesz otrzymywać powiadomienia o pojawieniu się nowej relacji. Wystarczy zapisać się na bezpłatny newsletter.

  NEWSLETTER  

WRÓĆ DO POCZĄTKU

LUB

ZAKOŃCZ WYCIECZKĘ

LUB

POCZYTAJ KOMENTARZE

LUB

ZOSTAW KOMENTARZ

↓    ↓    ↓

ďťż
 

1. Ty
www

To jest miejsce na Twój komentarz.

KATEGORIA: REGION

BORY TUCHOLSKIE  /  DOLINA DOLNEJ WISŁY  /  GDAŃSK  /  KASZUBY  /  KOCIEWIE  /  KOSMOS  /  MAZURY  /  POWIŚLE  /  SUWALSZCZYZNA  /  WARMIA  /  WYSOCZYZNA ELBLĄSKA  /  ZIEMIA CHEŁMIŃSKA  /  ZIEMIA LUBAWSKA  /  ŻUŁAWY

2009 -

PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI