naKole

MÓJ JEST TEN KAWAŁEK DROGI

  1. WYCIECZKI
  2. LATA
  3. LISTA TRAS
  4. MIEJSCA
  5. CYKLE Z BICYKLEM
  6. FILM
  7. KONTAKT
  8. BIBLIOGRAFIA
  9. DSR

08 PAŹDZIERNIKA 2013

ŻUŁAWY

ŁOŻE Z BALDACHIMEM

Wędrując wzrokiem po satelitarnej mapie Żuław Gdańskich natknąłem się na nieznany mi obiekt na polu między Pszczółkami, a Miłobądzem Małym. Szybki wywiad z wujkiem i ciocią przekonał mnie, że jest to coś wartego odwiedzenia, co w połączeniu z zapotrzebowaniem na krótką wycieczkę, zaowocowało podjęciem decyzji o ruszeniu na rekonesans.

Pełny tytuł wędrówki miał brzmieć Łoże z baldachimem, czyli rehabilitacja po królewsku. Pierwszy człon tytułu wyjaśniam niżej. Drugi związany jest z Piotrem i faktem, iż jest to jego powrót do pedałowania po 4 miesięcznej przerwie spowodowanej złamaniem nogi.

 INFORMACJE 
  • Uczestnicy: Piotr, Paweł i Robert;
  • Dystans: 60 km;
  • Trasa: Pszczółki - Miłobądz - Koźliny - Steblewo - Giemlice - Osice - Trutnowy - Grabiny-Zameczek - Wróblewo - Lędowo - Wiślina - Przejazdowo - Gdańsk;
  • Mapa:

Wędrówka z założenia krótka, więc i wyjazd zaplanowaliśmy wyjątkowo nie na noc, czy ewentualnie świt, lecz na przedpołudnie. Dla zaoszczędzenia sił postanawiamy podjechać do Pszczółek eskaemką.

Pszczółki

Nazwa wsi wywodzi się od pszczelarstwa, którym od wieków parali się okoliczni chłopi. To z tych terenów dostarczano miód i wosk pszczeli do Zakonu Ojców Cystersów w Oliwie. Szczególny rozkwit pszczelarstwa na tym terenie przypadł na okres międzywojenny, na co wpływ miało, sprzyjające wymianie handlowej, położenie w pobliżu granicy. Granica między Polską, a Wolnym Miastem Gdańsk, w którym znajdowały się Pszczółki przebiegała kilka kilometrów na południe między Kolnikiem, a Miłobądzem [dotrzemy tam dziś]. Inną genezę nazwy wsi podaje legenda.

 LEGENDA PSZCZÓŁEK 

Było to za czasów , kiedy nasze Morze Bałtyckie tak jak i inne morza, miało przypływy i odpływy, a brzegi jego sięgały obecnych terenów wsi Pszczółki. W tym to czasie w okolicach obecnego miasta Puck znajdowały się tereny niepokojone przez morskich rozbójników. Wśród ludności tam zamieszkującej znalazł się bogobojny mnich, który tę ludność chciał ochronić.

Rozbójnicy rozprawili się z owym mnichem i wrzucili go do morza. W tym momencie powstała wielka nawałnica i pochłonęła również rozbójników. Następnego dnia morze zaczęło ustępować pozostawiając na brzegu owego mnicha, a po rozbójnikach nie pozostał żaden ślad. Z dniem tym na Morzu Bałtyckim przestał zachodzić proces przypływów i odpływów. W tym to czasie oddalone od siebie grupy Słowian i Preusów [Prusowie] łowiły ryby. Powstała na morzu nawałnica rozbiła ich łodzie, a rozbitków wyrzuciła w okolicach, gdzie dzisiaj na wschodniej od wsi przepływa Bielawka, pospolicie zwana Kozim Rowem. W miejscu tym znajdowało się strome urwisko obsiane głazami. Ludzie ci przenieśli się o kilkaset metrów w głąb lądu, gdzie była żyźniejsza gleba.

Miejsce w którym zostali wyrzuceni na ląd, Słowianie nazwali w swoim narzeczu nazwą, która dzisiaj brzmiałaby „Przyczółek”. Prusowie nazwali od znajdujących się tam głazów „Wysoki kamień”. Z biegiem lat, gdy na te ziemie napływało coraz więcej Lechitów, z ówczesnego Przyczółek powstała nazwa Pszczółek.

Źródło: Strona Gminy Pszczółki.

W Pszczółkach odwiedzamy kościół parafialny pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa wzniesiony na przełomie lat 20 i 30 ubiegłego wieku.

Chcąc dowiedzieć się czegoś o historii kościoła wszedłem na stronę Archidiecezji Gdańskiej i w tamtejszym dziale pod tytułem „historia kościoła” znalazłem takie oto informacje:

1 kwietnia 1929 r. - ustanowienie parafii...

...i to wszystko. Może to taki żarcik „primaaprilisowy”.

Przy okazji pobytu w Pszczółkach chcę zobaczyć z bliska, widziany wielokrotnie z pociągu, wiatrak. Niestety wiatrak, który kiedyś był wykorzystywany jako bar [myślałem, że jest tak nadal] stoi na ogrodzonym zamkniętym terenie.

Podczas, gdy Piotr czeka przy ruchliwej krajowej jedynce, ja z Robertem decydujemy się na objechanie posesji w poszukiwaniu lepszego widoku na wiatrak. Niewiele nam to daje. Do wiatraka wprawdzie można by się dostać, ale kosztem zadrapań sięgających pasa i ubłocenia do kolan.

Z Pszczółek wyjeżdżamy ulicami Pomorską i Polną. Następnie drogą, najpierw płytową, później gruntową, udajemy się w kierunku Miłobądza. W ten sposób dojeżdżamy do pierwszego, wypatrzonego przeze mnie z satelity, obiektu, znajdującego się na środku pola uprawnego.

 HIMMELBETT 

Najwyższy czas na wyjaśnienie, skąd taki tytuł wycieczki. Himmelbett [łoże z baldachimem] to taktyka stosowana przez Luftwaffe w celu obrony przed alianckimi nalotami bombowymi w okresie od lipca 1942 do września 1943. Taktyka ta z pewnymi ograniczeniami stosowana była do końca wojny, z tym, że od roku 1944 nosiła nazwę Gebiets Nachtjagd [obszar nocnych łowów].

Niemiecka obrona przeciwlotnicza [przeciwbombowa] polegała na namierzaniu alianckich bombowców za pomocą wskazań naziemnych stacji radarowych. Te same stacje radarowe służyły do naprowadzania niemieckich nocnych myśliwców na obserwowane bombowce wroga. System złożony był z sektorów o wymiarach 43 km na 34 km, patrolowanych przez nocne myśliwce i obserwowanych przez pojedyncze stacje radarowe. Początkowo były to stacje mobilne, później zaś stacjonarne. System ten nazywany był przez aliantów Linią Kammhubera [The Kammhuber Line] od nazwiska jego twórcy - pułkownika, a następnie generała Josefa Kammhubera. Niemcy natomiast nazywali go mianem Himmelbett [łoże z baldachimem]. Himmelbett to był obszar obserwowany przez pojedynczą stację.

Stacje radarowe składały się zazwyczaj z radaru dalekiego zasięgu [Freya, później również Mammuth i Wasserman] oraz radarów naprowadzających zwykle typu Würzburg, po roku 1942 w większej wersji Würzburg-Riese. Radary instalowane były w różnych konfiguracjach w zależności od położenia, terenu oraz czasu powstania stacji.

Funkcjonowanie stacji radarowej polegało na namierzeniu bombowca RAF-u przez radar dalekiego zasięgu [np. Freya o zasięgu 120km] jeszcze zanim wleciał on w obszar bezpośrednio kontrolowany przez daną stację. Następnie kontrolę nad obiektem przejmował radar bliskiego zasięgu [np. Würzburg-Riese o zasięgu 70km] pracujący w parze z drugim bliźniaczym radarem. Zadaniem tej drugiej anteny było naprowadzanie myśliwców Luftwaffe na cel.

Obiekt, a właściwie dwa obiekty, które mnie zainteresowały to żelbetonowe podstawy dwóch radarów Würzburg-Riese stanowiących stację radarową 2 kategorii o kryptonimie Makrele w Pszczółkach [Funkmeßstellung 2. Ordnung Makrele. Hohenstein].

Korzystałem i polecam lekturę:

Piotr i Robert postanawiają zaczekać przy drodze, podczas, gdy ja ruszam przez pole w kierunku podstawy pierwszego radaru.

[fot. Robert Cissewski]

Betonowy obiekt mimo upływu lat sprawia wrażenie solidności i wytrzymałości.

Podstawa radaru Würzburg-Riese.


Podstawa radaru Würzburg-Riese.

 WüRZBURG 

FuMG 65 Würzburg-Riese - niemiecki radar naziemny służący do kierowania ogniem artylerii przeciwlotniczej, samolotami lub światłem reflektorów w czasie II wojny światowej.

Radar FuMG 65 Würzburg-Riese w Douvres Radar Museum w północnej Normandii.
Źródło: Wikipedia

Radary serii Würzburg opracowywane były w firmie Telefunken od połowy lat trzydziestych. W latach 1940 - 1941 skonstruowano pierwsze mobilne wersje tych radarów. Wszystkie umieszczane były na przewoźnych przyczepach i miały składane anteny na czas transportu. Trzymetrowej średnicy antena i nadajnik o mocy od 7 do 11 kW, pracujący na fali 54-53 cm (553-566 MHz), dawały maksymalny zasięg przeszukiwania ok. 40 km i śledzenia ok. 25 km. Radarów tych wyprodukowano ok. 4000 sztuk. Cztery następujące po sobie wersje oznaczone literami A, B, C i D miały coraz bardziej udoskonalaną elektronikę, pozwalającą na zautomatyzowanie naprowadzania na cel.

Radar Würzburg w wersji mobilnej.
Źródło: Wikipedia

Radar w wersji Riese [Olbrzym] skonstruowano w 1942 roku jako następcę serii A-D. Było to urządzenie stacjonarne. Cała stalowa konstrukcja radaru umieszczona na sześciobocznym żelbetonowym cokole ważyła 18 ton. Wyposażono go poza większą anteną w silniejszy nadajnik, zapeniający zasięg do 70 kilometrów. Czasze anten do „Olbrzymów” produkowała firma Zeppelin, a ich konstrukcja była podobna do konstrukcji szkieletu sterowca. Radarów Würzburg-Riese wyprodukowano nieco ponad półtora tysiąca i rozmieszczono w całej Europie. Ponad 100 sztuk znalazło się w Polsce.

Radar FuMG 65 Würzburg-Riese na duńskiej wyspie Amager.
Źródło: www.lokalhistorier.dk

Radary FuMG 65 Würzburg-Riese pracowały na ogół w parach: pierwszy „Rot” - namierzał bombowiec RAF-u, drugi „Gruss” - naprowadzał niemieckie myśliwce na cel. Wstępnego namierzenia alianckiego bombowca dokonywał najczęściej radar dalekiego zasięgu - np. Freya, po którymn dalsze śledzenie przejmował Würzburg.

Freya i dwa FuMG 65. [tak to mogła wyglądać stacja radarowa Pszczółki]
Źródło: www.asisbiz.com

Podstawa radaru Würzburg-Riese.


Podstawa radaru Würzburg-Riese.


Podstawa radaru Würzburg-Riese.


Wracam... [fot. Robert Cissewski]


...do reszty wycieczki.

Posiliwszy się odrobinę ruszamy na południe. Kilometr dalej dojeżadżamy do podstawy drugiego z tej pary radarów. Tym razem idziemy przez pole wszyscy trzej.

Turyści idą w szkodę.


Podstawa radaru Würzburg-Riese.

 CIEKAWOSTKA 

Nocą z 27 na 28 lutego 1942 roku podczas akcji brytyjskiego Dowództwa Operacji Połączonych we francuskiej miejscowości Bruneval w Normandii [operacja Biting] Anglicy zdobyli stanowisko radaru W-R, wykradli podstawowe komponenty elektroniczne radaru i wzięli do niewoli Niemca obsługującego urządzenie. Pozwoliło to Brytyjczykom poznać niemieckie postępy w rozwoju techniki radarowej i podjąć odpowiednie kroki dla neutralizacji działań niemieckich urządzeń.

Radar Würzburg-Riese w Bruneval.
Źródło: Wikipedia

Udana operacja przyniosła aliantom ponadto inną, nieprzewidzianą korzyść. Mianowicie dowództwo Luftwaffe nakazało otoczenie podwójną linią zasieków wszystkich stacji radiolokacyjnych w celu zabezpieczenia ich przed ponowną próbą zdobycia przez wroga. To, z założenia służące poprawie bezpieczeństwa działanie, w rzeczywistości umożliwiło zniszczenie większości stacji radarowych podczas przygotowań do lądowania w Normandii w 1944 roku. Do tego momentu były one bowiem niezwykle trudne do wykrycia, teraz dzięki podwójnej otoczce „kresek” stały się doskonale widoczne na zdjęciach lotniczych.

Podstawa radaru Würzburg-Riese. Odgromnik.


Piotr szuka Niemców.


Podstawa radaru Würzburg-Riese. Wnętrze.


Podstawa radaru Würzburg-Riese.


Podstawa radaru Würzburg-Riese. Wnętrze.


Podstawa radaru Würzburg-Riese.

Po obejrzeniu drugiej podstawy oznajmiam kolegom, że plan minimum został wykonany i dalsze działania zależą od nich. Dziwi ich ten dalszy bezplan. Wspólnie postanawiamy pojechać nad Wisłę. Ruszamy dalej drogą w kierunku Miłobądza. Przed wsią skręcamy w lewo i dawną granicą Wolnego Miasta Gdańska przejeżdżamy kilkaset metrów w stronę Wisły. Następnie skręcamy w prawo, chcąc w ten sposób ominąć Miłobądz. Cały czas pisząc Miłobądz mam oczywiście na myśli Mały Miłobądz, bo Miłobądz znajduje się dwa kilometry na południowy zachód przy drodze 91. Nie udaje nam się ominąć MAŁEGO Miłobądza. Droga wprowadza nas na teren, jak sądzę, dawnego PGR-u, który opuszczamy otworzywszy sobie bezczelnie bramę wjazdową. Opuszczamy Mały Miłobądz. Droga schodząca asfaltem z nowego wiaduktu zmienia się szybko w lokalną wiejską drogę z płyt betonowych.

Klucząc wśród pól i łąk...

...wielokrotnie zmiejniając kierunek i nawierzchnię...

...dojeżdżamy do Koźlin w miejscu, gdzie łączą się dwie odnogi Motławy [jedna płynąca przez Czatkowy, druga przez Lądy].

Z Koźlin ruszamy do Steblewa. Nie jedziemy asfaltem [ku delikatnie wyrażonemu niezadowoleniu Piotra], lecz drogą płytową, później gruntową, jeszcze później ledwo widocznym duktem wśród krzaków.

Ostatecznie dojeżdżamy do szosy Krzywe Koło - Steblewo i nią wjeżdżamy do Steblewa. Tu chwila refleksji nad ruinami kościoła gotyckiego i ruszamy nad Wisłę. Kilometr 917 zniknął w zaroślach. Na główkę nie da się w tym miejsu zejść. Wszystko tak dynamicznie się zmienia. Schodzimy na brzeg kilkadziesiąt metrów na południe.

[fot. Robert Cissewski]

Po ponadgodzinnym posiedzeniu:

-   Ruszamy do Pszczółek? - pytanie to skierowałem głównie do Piotra, dla którego ta wycieczka to rehabilitacja po majowym złamaniu nogi. To jemu pozostawiam dziś decyzję o kilometrażu oraz o liczbie i czasie przystanków.
-   A kto wymięka? Dlaczego nie do Gdańska? - pytaniami na pytanie odpowiada Piotr.

Tym sposobem, upewniając się po drodze jeszcze dwa razy, dojeżdżam z kolegami do Gdańska kończąc wycieczkę dystansem 60 kilometrów. To nieźle, jak na rehabilitację po złamaniu nogi sprzed 4 miesięcy. Niewątpliwie była to rehabilitacja po królewsku - na łożu z baldachimem. Wprawdzie nie refundowana, ale też niezbyt droga, a do tego przyjemna i z historią w tle.

Do wkrótce...

 Przypominam 

...że możesz otrzymywać powiadomienia o pojawieniu się nowej relacji. Wystarczy zapisać się na bezpłatny newsletter.

  NEWSLETTER  

WRÓĆ DO POCZĄTKU

LUB

ZAKOŃCZ WYCIECZKĘ

LUB

POCZYTAJ KOMENTARZE

LUB

ZOSTAW KOMENTARZ

↓    ↓    ↓

ďťż
 

1. gdynianin
poniedziałek, 17 lutego 2014

Witam

Świetna stronka, naprawdę nie miałem pojęcia, że Żuławy potrafią być tak ciekawym miejscem. Zawsze na wycieczki jeździmy gdzieś daleko: Mazury, góry, a te Żuławy takie piękne i ciekawe. Następna wycieczka na Żuławy z pomocą Pana strony na pewno będzie udana.

Pozdrawiam

Paweł Buczkowski
www
wtorek, 18 lutego 2014

Witam.

Ja również długo nie miałem pojęcia, że tuż za miedzą [mieszkam w Gdańsku] kryje się tyle skarbów. Dopiero w 2005 roku zacząłem powoli odkrywać Żuławy i tak odkrywam je do dziś i zapewne będę jeszcze długo. Jak powszechnie wiadomo, najlepszym sposobem na poznanie regionu jest turystyka... świadoma turystyka. Wędruję więc po Żuławach z mapą, książką, starymi zdjęciami. Z szeroko otwartymi oczami i aparatem gotowym do „strzału”.

Dziękuję za wizytę i pozostawienie śladu.

2. Tomasz Pluciński
środa, 23 kwietnia 2014

Witam

Zabrałem się do dokładniejszej lektury całego portalu. Gratuluję! O instalacjach w rejonie Miłobądza dowiedziałem się po raz pierwszy, bardzo interesujące.

tpl

Paweł Buczkowski
www

Witam

A dziękuję, dziękuję. Gratulacje od człowieka, który, choć tego pewnie nieświadom, sam sprowokował mnie do rozpoczęcia przygody z taką prawdziwą, świadomą i odkrywczą turystyką krajoznawczą, są tym bardziej cenne i miłe.

Pozdrawiam i do zobaczenia na szlaku.

3. Ty
www

To jest miejsce na Twój komentarz.

KATEGORIA: REGION

BORY TUCHOLSKIE  /  DOLINA DOLNEJ WISŁY  /  GDAŃSK  /  KASZUBY  /  KOCIEWIE  /  KOSMOS  /  MAZURY  /  POWIŚLE  /  SUWALSZCZYZNA  /  WARMIA  /  WYSOCZYZNA ELBLĄSKA  /  ZIEMIA CHEŁMIŃSKA  /  ZIEMIA LUBAWSKA  /  ŻUŁAWY

2009 -

PRZESTRZEŃ I CZAS NA KOLE PRZEMIERZA PAWEŁ BUCZKOWSKI