Wędrując wzrokiem po satelitarnej mapie Żuław Gdańskich natknąłem się na nieznany mi obiekt na polu między Pszczółkami, a Miłobądzem Małym. Szybki wywiad z wujkiem i ciocią przekonał mnie, że jest to coś wartego odwiedzenia, co w połączeniu z zapotrzebowaniem na krótką wycieczkę, zaowocowało podjęciem decyzji o ruszeniu na rekonesans.
Pełny tytuł wędrówki miał brzmieć Łoże z baldachimem, czyli rehabilitacja po królewsku. Pierwszy człon tytułu wyjaśniam niżej. Drugi związany jest z Piotrem i faktem, iż jest to jego powrót do pedałowania po 4 miesięcznej przerwie spowodowanej złamaniem nogi.
Wędrówka z założenia krótka, więc i wyjazd zaplanowaliśmy wyjątkowo nie na noc, czy ewentualnie świt, lecz na przedpołudnie. Dla zaoszczędzenia sił postanawiamy podjechać do Pszczółek eskaemką.
Pszczółki
Nazwa wsi wywodzi się od pszczelarstwa, którym od wieków parali się okoliczni chłopi. To z tych terenów dostarczano miód i wosk pszczeli do Zakonu Ojców Cystersów w Oliwie. Szczególny rozkwit pszczelarstwa na tym terenie przypadł na okres międzywojenny, na co wpływ miało, sprzyjające wymianie handlowej, położenie w pobliżu granicy. Granica między Polską, a Wolnym Miastem Gdańsk, w którym znajdowały się Pszczółki przebiegała kilka kilometrów na południe między Kolnikiem, a Miłobądzem [dotrzemy tam dziś]. Inną genezę nazwy wsi podaje legenda.
W Pszczółkach odwiedzamy kościół parafialny pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa wzniesiony na przełomie lat 20 i 30 ubiegłego wieku.
Chcąc dowiedzieć się czegoś o historii kościoła wszedłem na stronę Archidiecezji Gdańskiej i w tamtejszym dziale pod tytułem „historia kościoła” znalazłem takie oto informacje:
1 kwietnia 1929 r. - ustanowienie parafii...
...i to wszystko. Może to taki żarcik „primaaprilisowy”.
Przy okazji pobytu w Pszczółkach chcę zobaczyć z bliska, widziany wielokrotnie z pociągu, wiatrak. Niestety wiatrak, który kiedyś był wykorzystywany jako bar [myślałem, że jest tak nadal] stoi na ogrodzonym zamkniętym terenie.
Podczas, gdy Piotr czeka przy ruchliwej krajowej jedynce, ja z Robertem decydujemy się na objechanie posesji w poszukiwaniu lepszego widoku na wiatrak. Niewiele nam to daje. Do wiatraka wprawdzie można by się dostać, ale kosztem zadrapań sięgających pasa i ubłocenia do kolan.
Z Pszczółek wyjeżdżamy ulicami Pomorską i Polną. Następnie drogą, najpierw płytową, później gruntową, udajemy się w kierunku Miłobądza. W ten sposób dojeżdżamy do pierwszego, wypatrzonego przeze mnie z satelity, obiektu, znajdującego się na środku pola uprawnego.
Piotr i Robert postanawiają zaczekać przy drodze, podczas, gdy ja ruszam przez pole w kierunku podstawy pierwszego radaru.
[fot. Robert Cissewski]
Betonowy obiekt mimo upływu lat sprawia wrażenie solidności i wytrzymałości.
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Wracam... [fot. Robert Cissewski]
...do reszty wycieczki.
Posiliwszy się odrobinę ruszamy na południe. Kilometr dalej dojeżadżamy do podstawy drugiego z tej pary radarów. Tym razem idziemy przez pole wszyscy trzej.
Turyści idą w szkodę.
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Podstawa radaru Würzburg-Riese. Odgromnik.
Piotr szuka Niemców.
Podstawa radaru Würzburg-Riese. Wnętrze.
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Podstawa radaru Würzburg-Riese. Wnętrze.
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Po obejrzeniu drugiej podstawy oznajmiam kolegom, że plan minimum został wykonany i dalsze działania zależą od nich. Dziwi ich ten dalszy bezplan. Wspólnie postanawiamy pojechać nad Wisłę. Ruszamy dalej drogą w kierunku Miłobądza. Przed wsią skręcamy w lewo i dawną granicą Wolnego Miasta Gdańska przejeżdżamy kilkaset metrów w stronę Wisły. Następnie skręcamy w prawo, chcąc w ten sposób ominąć Miłobądz. Cały czas pisząc Miłobądz mam oczywiście na myśli Mały Miłobądz, bo Miłobądz znajduje się dwa kilometry na południowy zachód przy drodze 91. Nie udaje nam się ominąć MAŁEGO Miłobądza. Droga wprowadza nas na teren, jak sądzę, dawnego PGR-u, który opuszczamy otworzywszy sobie bezczelnie bramę wjazdową. Opuszczamy Mały Miłobądz. Droga schodząca asfaltem z nowego wiaduktu zmienia się szybko w lokalną wiejską drogę z płyt betonowych.
Klucząc wśród pól i łąk...
...wielokrotnie zmiejniając kierunek i nawierzchnię...
...dojeżdżamy do Koźlin w miejscu, gdzie łączą się dwie odnogi Motławy [jedna płynąca przez Czatkowy, druga przez Lądy].
Z Koźlin ruszamy do Steblewa. Nie jedziemy asfaltem [ku delikatnie wyrażonemu niezadowoleniu Piotra], lecz drogą płytową, później gruntową, jeszcze później ledwo widocznym duktem wśród krzaków.
Ostatecznie dojeżdżamy do szosy Krzywe Koło - Steblewo i nią wjeżdżamy do Steblewa. Tu chwila refleksji nad ruinami kościoła gotyckiego i ruszamy nad Wisłę. Kilometr 917 zniknął w zaroślach. Na główkę nie da się w tym miejsu zejść. Wszystko tak dynamicznie się zmienia. Schodzimy na brzeg kilkadziesiąt metrów na południe.
[fot. Robert Cissewski]
Po ponadgodzinnym posiedzeniu:
- Ruszamy do Pszczółek? - pytanie to skierowałem głównie do Piotra, dla którego ta wycieczka to rehabilitacja po majowym złamaniu nogi. To jemu pozostawiam dziś decyzję o kilometrażu oraz o liczbie i czasie przystanków.
- A kto wymięka? Dlaczego nie do Gdańska? - pytaniami na pytanie odpowiada Piotr.
Tym sposobem, upewniając się po drodze jeszcze dwa razy, dojeżdżam z kolegami do Gdańska kończąc wycieczkę dystansem 60 kilometrów. To nieźle, jak na rehabilitację po złamaniu nogi sprzed 4 miesięcy. Niewątpliwie była to rehabilitacja po królewsku - na łożu z baldachimem. Wprawdzie nie refundowana, ale też niezbyt droga, a do tego przyjemna i z historią w tle.
Świetna stronka, naprawdę nie miałem pojęcia, że Żuławy potrafią być tak ciekawym miejscem. Zawsze na wycieczki jeździmy gdzieś daleko: Mazury, góry, a te Żuławy takie piękne i ciekawe. Następna wycieczka na Żuławy z pomocą Pana strony na pewno będzie udana.
Pozdrawiam
Paweł Buczkowski
www
wtorek, 18 lutego 2014
Witam.
Ja również długo nie miałem pojęcia, że tuż za miedzą [mieszkam w Gdańsku] kryje się tyle skarbów. Dopiero w 2005 roku zacząłem powoli odkrywać Żuławy i tak odkrywam je do dziś i zapewne będę jeszcze długo. Jak powszechnie wiadomo, najlepszym sposobem na poznanie regionu jest turystyka... świadoma turystyka. Wędruję więc po Żuławach z mapą, książką, starymi zdjęciami. Z szeroko otwartymi oczami i aparatem gotowym do „strzału”.
Zabrałem się do dokładniejszej lektury całego portalu. Gratuluję!
O instalacjach w rejonie Miłobądza dowiedziałem się po raz pierwszy, bardzo interesujące.
tpl
Paweł Buczkowski
www
Witam
A dziękuję, dziękuję. Gratulacje od człowieka, który, choć tego pewnie nieświadom, sam sprowokował mnie do rozpoczęcia przygody z taką prawdziwą, świadomą i odkrywczą turystyką krajoznawczą, są tym bardziej cenne i miłe.